Aktualności

Następny rozdział: ze względu na "Księżniczki" (link poniżej) zarządzam przerwę techniczną. Jednak nowy rozdział na dniach!
Co 3 tygodnie kolejny rozdział "Wyróżnionych".

Ale zawsze możecie mnie znaleźć tu: i-dont-wanna-be-a-princess.blogspot.com
wraz z kontynuacją tutaj: i-have-to-be-a-hero.blogspot.com
oraz tutaj przeczytać zakończenie: odchodze-bo-kocham.blogspot.com.

Nowości w słowniku! Polecam!
PS: A w "Niesionych wiatrem" zwiastun, również polecam!
PS2: Na samym dole znajdziecie przycisk "obserwuj", jakby ktoś chciał być na bieżąco ;)

sobota, 21 maja 2016

Odnalezieni I

Przerwanki, lipiec 2015

- Ala, przygotujesz łódki?
Słońce przyjemnie przygrzewa, z lekkim ociąganiem więc unoszę się na łokciach i podnoszę do góry duże przeciwsłoneczne okulary, by spojrzeć na Karola. Woda cicho chlupocze o pomost za moimi plecami, ale chwila relaksu właśnie dobiegła końca.
- Jasne – wstaję i sięgam po koszulkę na ramiączkach wiszącą na kadłubie przycumowanego obok Trenera. - Omegi*? Czy Maka* też? - pytam, wciągając ją na siebie. Koniec opalania, bierzemy się do roboty.
- Omegi wystarczą – Karol uśmiecha się krótko. - Na tym turnusie jest tylko dziesiątka dzieciaków. Ale przyjechali dziś jeszcze jacyś ludzie z południa, być może będą chcieli coś od nas pożyczyć, to zerknij czy Kajtek naprawił miecz* w Trenerze*, ok?
- Jasne – mówię po raz kolejny i wskakuję na stojący obok jacht. Karol znika, a ja szybko upewniam się, że Trener jest w pełni sprawny. Kajtek zatkał nawet niewielką dziurę w kadłubie, więc w tym roku nie trzeba będzie codziennie wylewać ze staruszka wody.
Poprawiam jeszcze fał* miecza, który obluzował się nieco podczas mojej kontroli i wracam na pomost. Wyciągam ze stojącego na pomoście buta klucze i idę do hangaru po żagle.

***

W Przerwankach spędzam każde wakacje. Odkąd tylko po raz pierwszy dotknęłam steru ten pomost, to jezioro i ten las stały się moim domem. W sezonie spędzam tu także niemal każdy weekend, bo dojazd z Giżycka zajmuje mi niecałe pół godziny. Znam tu każdy kąt, z chęcią dzielę się więc moim doświadczeniem z młodymi adeptami żeglarstwa. Z radością patrzę jak znajdują w sobie pasję, którą ja sama odnalazłam prawie dziesięć lat temu. Jak odkrywają, że kawałek płótna i trochę liny w połączeniu z odrobiną wiatru i umiejętności może dać tyle radości.
Gdybym mogła, na jachcie spędziłabym całe życie. A przecież i tak na treningach mija mi co najmniej pół roku. Nie licząc wycieczek rekreacyjnych, kursów, obozów i zawodów, które zajmują niemal cały wolny czas. Lubię więc te tygodnie, kiedy zaszywam się nad niewielkim jeziorkiem w głębi Mazur, w obozie ukrytym w lesie i mogę odpocząć od tego sportowego zgiełku.
Karierę zawodniczą zaczęłam, kiedy miałam czternaście lat. Od tego czasu na moim koncie pojawiło się wiele juniorskich sukcesów, ale ten okres powoli dobiega końca i już niedługo wkroczę w świat zawodów seniorskich. Miałam już okazję startować w zawodach najwyższej rangi, nie odniosłam jednak większych sukcesów.
Zawsze czuję ekscytację na myśl o zbliżających się zawodach. Nie ze względu na możliwość sprawdzenia się na tle innych zawodniczek, czy na myśl o możliwych do zdobycia trofeów. Nigdy nie czułam w sobie żyłki rywalizacji. W czasie zawodów jestem tylko ja, mój jacht i wiatr. Cała reszta się nie liczy. Wspinam się na wyżyny moich umiejętności i odkrywam, że wciąż mogę postawić jeszcze jeden krok.
To nie jest bezpieczny sport. Wiatr jest bardzo zdradliwy i w jednej chwili z sprzymierzeńca może zmienić się w największego wroga. To kapryśny przyjaciel, który może zdradzić w najmniej odpowiednim momencie. Potężna dawka adrenaliny, lina trąca w dłonie, żagiel łopoczący przekornie, wiatr targający włosy i mięśnie napięte do granic wytrzymałości, przeciwstawiające się siłom natury.
I jak tu nie kochać tego sportu...?

***

Mocuję się z talią*, która standardowo musiała się poplątać. Nie wiem, kto ostatnio klarował* te liny, ale powinni go powiesić na maszcie na całą noc za to. Partactwo!
Zarzucam warkocz na plecy i w końcu znajduję końcówkę liny. Przekręcam bloczek i odkręcam szeklę*, kiedy za pleców dociera do mnie męski głos:
- Ty jesteś Ala? Słyszałem masz klucz do hangaru.
Prostuję się i obracam się w kierunku pomostu. Przede mną stoi chłopak w moim wieku z ciemnymi okularami wsadzonymi w zmierzwioną blond czuprynę. Całkiem przystojny chłopak, w sumie. Unosi wzrok, jeszcze przed chwilą wlepiony pewnie w mój wypięty tyłek.
- Tak, to ja – odpowiadam, poprawiając dżinsowe szorty. - A hangar jest otwarty – wskazuję brodą blaszany barak, którego drzwi rzeczywiście stoją otworem.
- Dzięki. Przynieść ci coś? - pyta.
Ma bardzo ładne oczy. Coś w jego spojrzeniu wydaje mi się znajome, ale nie mogę skojarzyć co. Jest bardzo szczupły, ale wygląda na silnego, co postanawiam wykorzystać.
- Jakbyś mógł mi podać groty* od szóstki i piątki – mówię. - Powinny być po lewej stronie.
Chłopak idzie do hangaru, a ja wracam do montowania talii. Kiedy szekla i dolny bloczek są już na swoim miejscu, znów słyszę jego głos.
- To te?
Obracam się i próbuję dojrzeć żagle, które miał mi przynieść. I albo coś jest nie tak z moim wzrokiem albo tego nie zrobił. Dopiero po chwili zauważam, że na wyciągniętej dłoni prezentuje mi właśnie dwie duże szekle.
- Skąd tyś się urwał, człowieku...?! - pytam, wychodząc na keję i zabierając mu szekle. Jeszcze by tylko tego brakowało, żeby wpadły do wody. - Czyś ty kiedyś widział żagiel...? - ruszam do hangaru, a on idzie za mną.
- Aaa... żagiel. No tak – mówi, wchodząc za mną do blaszaka, w którym jest jak zwykle upiornie gorąco. - Wybacz, ale nie jestem dobry w te klocki. Ja w zastępstwie kolegi przyjechałem jako opiekun zuchów. I kazali mi jakieś szekle przynieść czy coś takiego...
Wzdycham, ale to wyjaśnienie nastawia mnie od niego jakoś przyjaźniej. Staję na palcach i sięgam po grot od szóstki, a chłopak szybko reflektuje się i pomaga mi ściągnąć ciężki bom*.
- Okej – mówię. - W takim razie to jest grot. Żagiel tak duży. Z bomem – pukam placem wskazującym w wystające drzewce. - A szekle, po które cię wysłali, to te małe żelazne drobiazgi, które mi wtryniłeś przed chwilą – rzucam mu dwie, które wyciągam z kieszeni, a on sprawnie łapie je w półmroku spowijającym hangar.
Niezła koordynacja, huh.
- Dzięki – mówi. - A tak w ogóle, to Adam jestem – uśmiecha się.
- Ala – odpowiadam.
- Wiem – posyła mi jeszcze szerszy uśmiech i wskazuje na półkę poniżej. - Tego też ci wyciągnąć? - pyta.
- Tak – kiwam głową, a sama biorę jeszcze pod pachę oba foki*.
Adam bez problemu zanosi oba żagle na pomost i nawet pomaga mi je zamontować do masztu. Pyta czy może mi w czymś jeszcze pomóc, ale mówię, że dam już sobie radę.
- Ty jesteś od tych z Zakopanego? - pytam, kiedy już ma odejść.
- Tak, a co?
- Jak będziecie chcieli skorzystać z Trenera to dajcie znać - mówię, wskazując jacht. - Pomogę wam go ogarnąć, bo już się ledwo trzyma i trzeba z nim uważać.
- Dzięki za propozycję – Adam znów się uśmiecha. Ma naprawdę zniewalający uśmiech. - Ale raczej będziemy korzystać z kajaków... Wiesz może gdzie je znaleźć...?
- Następna przystań, jakieś dwieście metrów w tamtą stronę – wskazuję głową, kończąc mocować talię do bomu. - Są w tym dużym hangarze, a klucz ma Kajtek. Wiesz, który to Kajtek? - upewniam się.
- Tak, wiem – Adam chyba całkowicie rezygnuje z zamiaru odejścia, bo przysiada na polerze*, do którego zacumowana jest Omega, którą takluję i przygląda się mojej pracy. - chyba znasz tu każdy kąt, prawda?
- Oj tak – zgadzam się, przechodząc na dziób* i zaczynam zakładać foka. - Spędzam tu każde wakacje... Mówiłeś, że trafiłeś tu w zastępstwie... - zagajam, rzucając mu spojrzenie z ukosa.
- Tak. Mój kumpel miał tu przyjechać z zuchami na obóz, ale złamał nogę i obiecałem, że go zastąpię. Jak byłem młodszy, to liznąłem trochę harcerstwa, ale to całe żeglarstwo to dla mnie jakaś czarna magia... - wskazuje ręką dookoła.
Śmieję się serdecznie i wstaję, by zamontować fał. Adam podąża za mną chodząc w te i we wte wzdłuż jachtu.
- Nic skomplikowanego – mówię. - Choć, dobra. Ja siedzę w tym już prawie dziesięć lat, to chyba mam na to nieco inne spojrzenie...
Przeskakuję na rufę* następnej Omegi, wprawiając obie jednostki w silne bujanie, sprawnie jednak łapię równowagę, nie chwytając się nawet achtersztagu*.
- Niezła koordynacja – zauważa Adam.
No proszę, tyle nas łączy...
- Lata praktyki – śmieję się. - Podasz mi foka?
- To? - upewnia się, wskazując poskładany żagiel leżący na pomoście.
Kiwam głową i sprawnie kończę taklowanie* drugiej łódki. Potem obciągam koszulkę i zeskakuję na pomost. Zbieram swoje rzeczy pozostałe po porannym opalaniu i ponownie spoglądam na Adama.
- O której macie obiad? - pytam.
- O trzynastej.
- To do zobaczenia na obiedzie – zarzucam na ramię ręcznik i ruszam w kierunku obozu. - Dzięki za pomoc, Adam.
- Nie ma za co, Ala.
__________
* wszystkie zagadnienia do odnalezienia w zakładce słownik
Postanowiłam przybyć z pierwszym rozdziałem, mimo iż "Odchodzę" nadal nie jest ruszone. Trochę dużo żeglarskiej terminologii, ale mam nadzieję, że nikogo nie zraziłam ;). Trochę krótki, trochę mało wnoszący, ale powoli się rozkręcam. Czekam na Wasze wrażenia!

2 komentarze:

  1. Jestem!
    Fajnie, że opublikowałaś już pierwszy rozdział. Aurat nie miałam nic ciekawego do roboty.
    Trochę tu dużo trudnych, dziwnych słów, szczególnie dla takiej osoby jak ja, która wcale nie zna się na żeglarstwie. Ale jak to się mówi - człowiek uczy się całe życie, więc nauczę się czegoś nowego. Przyjemne z pożytecznym.
    Uwielbiam Twoją twórczość, Twój styl, język. Wszystko jest genialne, idealnie dopracowane. Jestem niezmiernie ciekawa, co wydarzy się dalej. Rozdział nic niewnoszący, ale ciekawy. Początki zawsze są takie i życzę powodzenia, weny i dotrwania do końca. I szybkiego rozkręcenia się! :D
    Będę pod każdym rozdziałem. Czasem na czas, czasem z opóźnieniem. Ale na pewno będę! :)
    Pozdrawiam, Ola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że jesteś :). Zwłaszcza, że nie wróżę temu opowiadaniu zbyt wielkiej popularności m.in. dlatego, że tylko w połowie będzie o skokach, a w drugiej o mojej (i mojej bohaterki) pasji - żeglarstwie. Liczę, że być może kogoś do żaglarstwa zachęcę, a nuż...?
      Bardzo Ci dziękuję za tyle miłych słów i mam badzieję, że się nie zawiedziesz :).
      Buźki, E_A

      Usuń