Aktualności

Następny rozdział: ze względu na "Księżniczki" (link poniżej) zarządzam przerwę techniczną. Jednak nowy rozdział na dniach!
Co 3 tygodnie kolejny rozdział "Wyróżnionych".

Ale zawsze możecie mnie znaleźć tu: i-dont-wanna-be-a-princess.blogspot.com
wraz z kontynuacją tutaj: i-have-to-be-a-hero.blogspot.com
oraz tutaj przeczytać zakończenie: odchodze-bo-kocham.blogspot.com.

Nowości w słowniku! Polecam!
PS: A w "Niesionych wiatrem" zwiastun, również polecam!
PS2: Na samym dole znajdziecie przycisk "obserwuj", jakby ktoś chciał być na bieżąco ;)

środa, 25 kwietnia 2018

Wyróżnieni III

Giżycko, kwiecień 2016 

Pogoda pod koniec marca nie rozpieszczała, więc pierwsze ciepłe dni kwietnia od razu zachęcają do treningu. Nie poszło mi zbyt dobrze w zawodach na Majorce, nie to co Alicji. Z palcem w nosie wbiła się do czołówki i jeszcze mówi, że to nic takiego. Jestem z niej dumy, ale też... zazdrosny. 
Głupie, prawda? 
Przecież to zupełnie inna klasa jachtu, inna trasa, inne... wszystko.
Ale to ssie, gdy twoja laska jest lepsza od ciebie. Mimo wszystko.
- Tomek, ruchy! Szkoda czasu, po południu ma być burza - woła mnie Benek, zbiegam więc na keję, wciągając na siebie koszulkę ze swoim nazwiskiem. Finny to zgrabne żaglówki, podobne gabarytowo do Omeg, więc czasem i z nich korzystamy, choć różnią się znacznie powierzchnią żagli.
- Będzie Janek? - pytam, mocując żagiel i sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu. Niestety nie jest. Ktoś musiał pływać moim jachtem pod moją nieobecność. 
Jak ja tego, kurwa, nienawidzę.
- Spóźni się, a Fabian ze złamaną ręką nawet nie ma co wchodzić na pokład. - Benek wzrusza ramionami. - Ale mówił, że może wpadnie pooglądać nas z brzegu.
Nie czekamy na kolegów i wypływamy na Kisajno. O tej porze roku jezioro jest puste, w wakacje kłębi się tu pełno "niedzielnych żeglarzy". Jeżeli coś wkurwia mnie bardziej niż debile na drodze, to są to tylko ameby umysłowe, które ktoś wpuszcza za ster i pozwala wypłynąć na jezioro. Dlatego latem omijam tutejsze akweny szerokim łukiem. A i tak coraz ciężej znaleźć w sezonie spokojne miejsce na trening.
- Jacewicz, weźże wybierz ten żagiel, bo się, kurwa, z ciebie śmieje! - Pociągam za szota i olewam Benka. Nie mam ostatnio najlepszego czucia, totalnie nie umiem ustawić się do wiatru. Kumpel zostawia mnie z tyłu o dwie długości, głównie dlatego, że jest na nawietrznej. Ostrzę, by wyminąć go i ukraść trochę wiatru, ale przy tym manewrze ucieka mi na kolejne trzy długości i mimo iż przyśpieszam, ruch ten okazuje się nieopłacalny.
Brawo, geniuszu. Rób tak dalej, a na bank dostaniesz stypendium.
- Opływamy wyspę? - krzyczę do kumpla, ten mnie jednak już nie słyszy. 
No tak, chcesz z nim pogadać, to go dogoń. Widzę jednak, że Benek odpada i chyba przymierza się do opłynięcia wysepki. Kieruję się za nim i klnę siarczyście, gdy wiatr zdycha, a żagiel flaczeje.
Jednym plusem tej sytuacji jest to, że dotknęło to i Benka, do którego powoli dopływam.
- Ej, co jest? Kompletnie odstajesz, Jacewicz! - woła, kombinując coś z ustawieniem żagla.
- Przy tej flaucie i tak ci nic to nie da - uświadamiam go. - Ostatnio strasznie mi nie idzie, to chyba przez te nowe bloczki, zupełnie inaczej mi żagiel pracuje. - Krzywię się, choć wiem, że problem leży gdzie indziej.
- Chyba zdechło konkretnie - stwierdza Benek. - Cisza przed burzą, myślałem, że zdążymy jeszcze popływać. Wracamy?
Zerkam za siebie, na północy powoli tworzy się burzowa chmura. Mamy jeszcze jakąś godzinkę, może półtorej nim lunie, ale przy tym wietrze miną wieki, nim dokulamy się z powrotem do COSu.
- Wracamy. - Kiwam głową. - Odpalaj motorek, nie ma się co cackać, bo jak nas zdmuchnie to tylko raz.
Benek zgadza się ze mną i odpalamy silniki. Dzięki temu, kwadrans później cumujemy się już przy nabrzeżu, gdzie czekają na nas Janek i Fabian.
- Toście popływali! - nabija się ten pierwszy, gdy odbiera ode mnie cumę.
- Weź mnie, kurwa, nie denerwuj - odpowiadam poirytowany. - Chciałem się na nowo rozpływać po tej Majorce i dupa. Jutro jak nas trener pociśnie, to będziemy cienko piskać.
- No ja nie. - Wzrusza ramionami Fabian i wskazuje gips.
- Coś ty gościu zmajstrował? - Benek szturcha go w ramię i ściąga mokrą koszulkę ze swoim nazwiskiem.
- Klaudia trochę za ostro się ze mną bawiła i nieszczęśliwie spadłem z łóżka.
- Pokarało - śmieje się Janek. - A więc teraz twoja dziewczyna nazywa się Klaudia?
- Już była dziewczyna, znudziła mi się - prycha niefrasobliwie Fabian. - Chwilowo jestem wolny, więc jak znacie jakieś fajne laski, to możecie mnie śmiało przedstawiać. A propos fajnych lasek - zwraca się do mnie nagle. - Twoja Alka to jest przekozak, wbić się na Igrzyska na cztery miesiące przez godziną zero, nieźle!
- Co? - Marszczę brwi. 
Co on, do cholery, bredzi?
- Nie mówiła ci? Twoja laska jedzie do Rio, a ty nic nie wiesz? - Fabian wytrzeszcza oczy. - Ej, czemu nie mówisz, że znowu macie ciche dni, podbiłbym do niej!
- Stul pysk, chyba, że chcesz mieć drugą rękę w gipsie - warczę i zarzucam torbę na ramię. - Odezwiesz się do mojej dziewczyny bez mojego pozwolenia i obiecuję ci - wylądujesz na ostrym dyżurze.
- Wyluzuj, stary! - Fabian spuszcza z tonu. Nie raz kazałem mu się trzymać od niej z daleka, a on nie raz ten zakaz łamał. Następnego ostrzeżenia nie będzie, a on dobrze o tym wie.
Bywa między nami różnie, ale Ala jest moja
Tylko moja.
- Spadam, ludzie. Widzimy się jutro na treningu. A ty przestań się umawiać z kickbokserkami, a przynajmniej nie zaciągaj ich do łóżka, bo ci cały sezon przejdzie koło nosa - rzucam jeszcze do Fabiana, przybijam piątkę z Benkiem i Jankiem i wsiadam do auta.
Zdaje się, że muszę poważnie porozmawiać z Alicją.


***

Nawet poza sezonem centrum Giżycka jest zakorkowane o tej porze. Klnę pod nosem czekając na otwarcie mostu obrotowego. Muszę się dostać na drugą stronę kanału, bo Ala trenuje dziś na wschodnim brzegu Niegocina. Po odstaniu dziesięciu minut, ruch wodny zostaje wstrzymany, most wraca na swoje miejsce i mogę jechać dalej. 
Jak na kwiecień jest cholernie gorąco, a mnie padła klima w aucie. Kurwa.
Nawet nie mogę ściągnąć koszulki, bo mam skórzane fotele i chyba bym się do nich przykleił.
Cały czas próbuję dodzwonić się do Ali, ale jeśli jest na wodzie to i tak nie odbierze. A jak się okaże, że Fabian robi mnie w konia, to ukręcę mu łeb u samej dupy. Dosłownie.
Żaglówka, którą zazwyczaj pływa stoi przy kei, niesklarowana, ale Alicji nie ma nigdzie w pobliżu. Dziwne, nigdy nie zostawia takiego burdelu na łajbie, nawet jak bardzo się śpieszy. Rozglądam się bezradnie, czując jak poziom mojej irytacji rośnie.
- Ej, widziałaś Alę? - pytam jedną z lasek kręcących się w okolicy. Na pewno ją zna. Wszyscy ją tu znają. 
- Poszła zadzwonić, a potem wraca na wodę. - Dziewczyna wykonuje ruch ręką w bliżej nieokreślonym kierunku.
- Przecież idzie burza - dziwię się.
- Ona lubi ryzyko. I ekstremalne warunki. - Wzrusza ramionami tamta i oddala się w kierunku hangaru.
Oj tak, lubi ryzyko. A ja znowu wychodzę na mięczaka, bo wystraszyłem się wielkiej, czarnej chmury i zapowiadanych ośmiu stopni w skali Beauforta. Nie to, co ona. Bo to przecież okazja, by poćwiczyć żeglarstwo ekstremalne. Dlaczegóż by nie.
Przedzieram się przez tatarak wąską ścieżką, tak jak mi zasugerowano i faktycznie, po chwili słyszę jej głos. Długą chwilę nie mogę jej zlokalizować, aż zauważam, że siedzi na konarze wierzby tuż nad taflą wody.
Oczywiście, doskonale wie, że nie znoszę takich miejsc.
Gramolę się za nią na konar i chcę ją objąć od tyłu, ale docierają do mnie jej słowa.
- ...i autentycznie, myślałam, że Sławek robi sobie ze mnie kawał, ale nie! Czaisz, Adaś? Jadę do Rio! Na Igrzyska! - milknie, słuchając odpowiedzi, a ja zaciskam mocno zęby. - Dobra, kończę, bo muszę jeszcze zadzwonić do Tomka, może już skończył trening. Pa!
- Skończyłem. Dawno temu - cedzę przez zęby, a Ala podskakuje zaskoczona.
- Nie strasz mnie tak, utopiłabym telefon. - W sekundzie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni i całuje mnie zachłannie. - A więc słyszałeś?
- Owszem - odpowiadam cierpko, nie oddając pocałunku. - Zastanawiam się tylko, dlaczego nie od ciebie.
- Dowiedziałam się dosłownie przed chwilą! - Zaplata ręce na piersi w obronnym geście.
- Jakimś cudem ja dowiedziałem się pół godziny temu od Fabiana. To trochę dłużej niż "przed chwilą", co? - stwierdzam z nieukrywaną satysfakcją. Rzadko zdarza mi się złapać ją na kłamstwie. 
- Bo Klaudia stała tuż obok, gdy Sławek mi o tym mówił i wszystko mu od razu wypaplała przez telefon, jak jechał do was na trening. - Alicja wywraca oczami. - A potem od razu zadzwoniłam do rodziców. No i do Adama.
- Słyszałem - stwierdzam cierpko.
- Ty znowu o tym? - wzdycha ciężko. Nie wiem, co ona widzi w tym chudym kmiotku, że broni go z uporem godnym lepszej sprawy. - Nadal jesteś wściekły, serio? - pyta poirytowana, gdy nie dostrzega zmiany na mojej twarzy.
- Zdaje się, że mam o co. Przecież Fabian zerwał z Klaudią.
- Ona z nim. Właśnie przed chwilą, bo gdy do niego zadzwoniła stwierdził, że bardziej by mu się opłacało być ze mną, bo mam przynajmniej szansę na jakiś sukces. Klaudia się wkurwiła i rzuciła telefonem. Fabian zresztą od jakiegoś czasu chciał ją rzucić, ale jak widać go uprzedziła - mówi Alicja, nawet nie robiąc przerw na oddech. 
- A co ona tutaj w ogóle robiła? - dziwię się. Ogółem to ta historia ma sens, to podobne do Fabiana. Gość zmienia laski, jak rękawiczki.
- Jak to co? - Ala znowu wywraca oczami, poirytowana moją niewiedzą. - Przecież to córka Sławka!
- Serio? Fabian pukał córkę twojego trenera?! - Wytrzeszczam oczy. - Nieźle!
- Ma za swoje, złamała mu rękę. Przypadkiem, ale jednak. - Alka wzrusza ramionami. - A jak Sławek się dowie, to połamie mu jeszcze obie nogi.
- Widziałem tę rękę. Ostro się bawili - śmieję się na myśl o perspektywie czekającej kumpla. Nie podoba mi się, że znów za plecami ryje się do mojej dziewczyny. Tak czy siak, złość na Alkę już mi przeszła. - To mów, o co chodzi z tymi Igrzyskami.
- No jadę na nie! - Moja dziewczyna rozpromienia się i znów rzuca mi się na szyję. - Zadzwonili do Sławka ze związku, bo okazało się, że Karolina jest w ciąży i nie może wystartować latem, bo akurat będzie w trzecim trymestrze. No a zmieniły się przepisy i nie mogą wystawić jednej osoby w dwóch konkurencjach, więc Gośka nie mogła jej zastąpić. Więc na gwałt szukali jakiejś laski z kwalifikacją olimpijską pływającej na Laserach, no i wychodzi na to, że jedyną taką osobą jestem ja!
- Oddychaj! - upominam ją ze śmiechem. - Jak się udusisz, to nigdzie nie pojedziesz.
Alicja bierze głęboki oddech i uśmiecha się szeroko.
- No więc tego. Jadę na Igrzyska. No i właśnie dość długo gadałam z tatą, bo trzeba załatwić paszport, wizę i inne takie tam, bo związek umywa ręce i jest mnóstwo papierologii do ogarnięcia, a trzeba to załatwić ASAP. Potem dzwoniłam do mamy, żeby się pochwalić, a jak miałam dzwonić do ciebie, to akurat Adam napisał, więc zamiast mu odpisywać zadzwoniłam, to się do razu pochwaliłam, nie? Dwie minuty może żeśmy rozmawiali, bo naprawdę chciałam już do ciebie dzwonić, misiu. - Ala kończy kolejną długą wypowiedź, mrugając oczami i choć to tani chwyt, ja zawsze się na niego nabieram.
Całuję ją mocno, wsuwając dłonie pod wilgotną koszulkę, a ona śmieje się kokieteryjnie i przekornie się odsuwa.
- Zejdźmy na ziemię. Zresztą muszę sklarować łajbę, zostawiłam tam straszny rozpiździel. - Zeskakuje na ścieżkę, a ja zaraz potem.
- Widziałem - zgadzam się z nią i zrównujemy krok. - Nie będziesz już wypływać? - pytam retorycznie, wsuwając dłoń w tylną kieszeń jej spodenek.
- Jeżeli tak stawiasz sprawę, to przeszła mi ochota na ujarzmianie piorunów. - Uśmiecha się zalotnie, a ja wiem, że z dzisiejszego treningu już nici. Nawet jakby po południu miała być pogoda, jak żyleta.
- A Sławek? - pytam jeszcze, choć znam odpowiedź.
- Pieprzyć Sławka, dziś świętujemy na osobności. - Całuje mnie przeciągle i ciągnie do najbliższego bungalowu. - Wynagrodzę ci ten ciężki poranek - dodaje, przekręcając klucz w zamku.
I, owszem, wynagradza mi go.

***
- Dokąd jedziemy? - pyta ciekawie, ściągając na dół podsufitkę i oglądając się uważnie w lusterku. - Byłeś strasznie tajemniczy - dodaje poprawiając krwistoczerwoną szminkę na ustach.
- Naprawdę nie wiesz? - wzdycham, przekręcając kluczyk w stacyjce i mocno gazuję samochód. Jakaś babka przechodząca chodnikiem rzuca mi oburzone spojrzenie.  
Stara prukwa.
- Jestem skatowana po tych treningach i ledwie wiem, jak się nazywam - odpowiada, wyraźnie zmęczona i zamyka podsufitkę, a ja wyjeżdżam z osiedlowej uliczki, przy której mieszka. - Sławek normalnie oszalał na punkcie tych Igrzysk. Ja rozumiem, że to zaszczyt, szansa i tak dalej, ale jak nie zwolni tempa to mnie zajedzie. Spędziłam w tym tygodniu ponad sto godzin na wodzie. Rozumiesz? To czternaście godzin na dobę! Pozostałe dziesięć to siedem na sen, dwie na jedzenie i jedna na dojazdy.
- Mhm, rozumiem - odpowiadam markotnie. Jakość ciężko mi uwierzyć, że nie udało jej się wygospodarować dla mnie nawet dwóch minut żeby porozmawiać. Trzech lakonicznych SMSów nie liczę jako rozmowy. - Szukam roboty na lato - dodaję jakby od niechcenia.
- Po co? - dziwi się Alicja, ale pytanie zostaje bez odpowiedzi, bo podjeżdżamy pod jedną z lepszych restauracji w Giżycku. - La Biblioteque? Oszalałeś? Co to za okazja? - wytrzeszcza oczy, a ja uświadamiam sobie, że sobie nie przypomni.
- Nasza rocznica. Trzecia - przypominam jej chłodno, a Alicja unosi dłoń do ust.
- O cholera, dziś dwudziesty pierwszy kwietnia?! Byłam przekonana, że to za tydzień dopiero! Przepraszam, naprawdę miałam ostatnie siedem dni wyjęte z życia.
- Nieważne. Chodź, mamy rezerwację. - W myślach gratuluję sobie, że napisałem jej, jak ma się ubrać, bo gotowa byłaby przyjść w dresie.
Wchodzimy do środka, a kelner prowadzi nas do stolika dla dwojga w ustronnym miejscu. Wybieram wino i przystawki, a Ala przegląda kartę z głównymi daniami.
- Sławek narzucił mi dietę, ale w takim wypadku zaczynam chyba od jutra - wzdycha. - Czekaj, bo nie skończyłeś mi mówić o tej pracy. Czemu, przecież to środek sezonu. - Odkłada menu i spogląda na mnie z uwagą.
- Jestem w rezerwie na razie. Jak się nie poprawię do końca maja, to mogę się pożegnać z pierwszą ligą, a wiesz jak jest w niższych rangą zawodach. - Krzywię się. - Ani nie ma z tego hajsu, ani satysfakcji.
- Więc może zamiast szukać roboty, powinieneś przyłożyć się do treningów? - sugeruje Alicja.
- A myślisz, że nie próbowałem?! - wybucham, uspokajam się jednak, gdy kelner przynosi wino i przystawki. Biorę długi łyk dla uspokojenia. - Nie idzie mi. I basta.
- Czy ty przypadkiem nie prowadzisz? - Ala podejrzliwie wskazuje kieliszek w mojej dłoni.
- Wywietrzeje. A jak nie zadzwonię po Janka, jest mi winien przysługę - bagatelizuję jej obawy. - Twój ojciec nie potrzebuje kogoś do pomocy na lato?
- Mogę zapytać, ale chyba już podpisał umowę z jakąś firmą pośredniczącą w zatrudnieniu pracowników na lato. Wiesz do tych mało odpowiedzialnych prac. - Ala wzrusza ramionami. - Nic dla ciebie. Ale nie możesz zakładać z góry, że się nie uda. Może popływaj z kimś innym. Albo na innym jachcie. Nie wiem, zmień akwen. Może to po prostu rutyna?
- Łatwo ci mówić - sarkam. - Tobie wychodzi wszystko perfekcyjnie ostatnio.
- Wcale nie - zaprzecza natychmiast.
- Jasne, widziałem cię wczoraj. - Wywracam oczami. - Znam może ze dwie osoby z takim refleksem i żadna z nich nie pływa na Laserach, a co najwyżej na desce albo innym, małym fiu-bździu.
- Chcę ci tylko pomóc - odpowiada urażona. - Bo im bardziej ci nie idzie, tym bardziej jesteś wkurzony, a im bardziej jesteś wkurzony, tym gorzej ci idzie. I koło się zamyka. Daj sobie pomóc, Tomek. To nie jest sytuacja bez wyjścia.
- Nie jestem tak utalentowany, jak ty.
- Sukces to dziesięć procent talentu i dziewięćdziesiąt procent ciężkiej pracy. Niczego nie dostałam w prezencie.
- Aha, więc twierdzisz, że jestem po prostu leniwy? - cedzę przez zęby, a Ala mocno mruży oczy, co oznacza, że właśnie podręcznikowo udało mi się ją wkurzyć.
I to w dniu naszej rocznicy. Brawo, geniuszu.
- Nie, nie twierdzę, że jesteś leniwy - odpowiada, wstając od stolika. - Ale być może nie zależy ci na tym tak bardzo, jak powinno. I to nie tylko na żeglarstwie. - Rzuca na pusty talerz serwetkę i zdecydowanym krokiem rusza w kierunku wyjścia.
- Alicja! - zrywam się za nią, ale zatrzymuję się. Ludzie się na mnie gapią, przerywając rozmowy i posiłki, a ja stoję niezdecydowany. Nie mogę przecież wyjść tak po prostu za nią z restauracji! - Alicja! - wołam raz jeszcze za nią, ale znika już za drzwiami.
W tej chwili dostrzegam zmierzającego ku mnie obsługującego nas kelnera, którego witam niczym wybawienie.
- Ja zaraz wrócę! - zapewniam go i nie czekając na odpowiedź wybiegam za Alicją.
Rozglądam się po ulicy i po deptaku wzdłuż kanału, nigdzie jednak nie mogę jej dostrzec. Jest już ciemno, a latarnie nie świecą, równie dobrze może więc być tak naprawdę w zasięgu wzroku.
Kurwa.
- ALICJA! - wołam gromko, jednak odpowiada mi tylko echo i skrzeczenie spłoszonego przez mój krzyk ptactwa. Wyciągam telefon i dzwonię do niej, jednak linia jest zajęta. Pewnie dzwoni wyżalić się swojemu Adasiowi, psia jego mać...
Piszę jej wiadomość, jednak kiedy po pięciu minutach nie odpisuje, wracam do restauracji, dopijam wino i płacę niezbyt wygórowany rachunek.
- Randka nie poszła chyba po myśli? - Kelner nie może nie wtrącić swoich trzech groszy.
- Wal się pan - odpowiadam warknięciem i cofam rękę z napiwkiem. Wychodzę odprowadzony jego niezbyt zadowolonym spojrzeniem i wsiadam do auta. Chwilę zastanawiam się co robić, w końcu wyciągam telefon i raz jeszcze dzwonię do Alicji.
O dziwo, odbiera.
- Streszczaj się, za kwadrans idę spać, bo od szóstej mam trening - odzywa się wrogo, po drugiej stronie słuchawki.
- Przepraszam, wynagrodzę ci to. - Z doświadczenia wiem, że jeśli chodzi o kobiety, to czasem warto się pokajać, nawet jeżeli na Alę takie chwyty rzadko działają.
- Ciekawe kiedy. Do końca tygodnia treningi, a w weekend jadę do Adama - mówi zimno, a mnie aż robi się gorąco z wściekłości.
- Po chu-...? - urywam w pół słowa. - Po co? - kończę spokojniej, choć nadal się we mnie gotuje.
- Bo mam taką fanaberię - odpowiada. - Zaprosił mnie. Nie mam zamiaru ci się tłumaczyć. Coś jeszcze ode mnie chcesz? Bo muszę iść pod prysznic.
- Znajdź dla mnie czas, Ala. Proszę - mówię cicho. Nadal jestem na nią wściekły, ale wiem, że ta złość za kilka minut wyparuje i po prostu będę żałował, że nie udało nam się spędzić wspólnie czasu.
- Dam znać. Trenuj - rzuca na koniec, nim się rozłącza. Na razie na nic więcej nie mogę liczyć.
Patrzę się tępo na kanał przez przednią szybę i nadal nie wiem, co robić. Nie chcę teraz wracać do domu. Muszę jakoś rozładować emocje. Zastanawiam się, którego z kumpli wyciągnąć z domu. Janek nie jest zbyt imprezowym typem, Benek ma jutro z rana jakieś ważne sprawy do pozałatwiania, a Fabian...
- A więc mówisz stary, że jednak masz wolny wieczór? - pyta radośnie, gdy do niego dzwonię i wyłuszczam sprawę. - To się dobrze składa, właśnie wybierałem się na ognisko na plaży nad Niegocinem. Możesz się zabrać ze mną, mają być fajne laski.
- Nie interesują mnie żadne laski - odpowiadam chłodno, wpisując adres w GPS, choć to niedaleko.
- Jasne, jasne. Zawsze tak mówisz. Zwłaszcza, gdy jesteś pokłócony ze swoją lubą. A wszyscy wiemy, jak to się kończy - rechocze Fabian, a ja zgrzytam zębami.
- Morda w kubeł. Będę za dziesięć minut.
- To na razie. Czekam tam, gdzie zwykle. - Kumpel rozłącza się, a ja odpalam auto.
W dupie mam takie rocznice. To najlepszy dowód na to, że nie warto się starać.
...albo po prostu na to, że nie należy wylewać na Alicję swojej frustracji, gdy ta świętuje swój sukces. Niestety żadne z nas nie ma łatwego charakteru. I oboje w pewnych kwestiach jesteśmy perfekcjonistami. To nie pierwsza taka kłótnia i nie ostatnia.
Ale ona wróci. Zawsze wraca.
Zawsze.
____________
Z niemałym poślizgiem, ale nie miałam komputera, ani czasu. Tym razem perspektywa Tomka. Co sobie teraz o nim sądzicie? Bo ja na swój sposób lubię tego gostka. No a kariera Ali napiera impetu, co nie?
Do zobaczenia!

niedziela, 25 marca 2018

Wyróżnieni II

Zakopane, marzec 2016

- No i co dalej? - pytam zaciekawiony, przekładając telefon do do drugiej ręki, bo nie umiem odkręcić butelki lewą.

- No i wyprzedziłam tę laskę po nawietrznej, trochę przytarłam burtą o boję i przy zwrocie omal nie zaplątałam się bomem w jej sztag, ale chyba się wystraszyła i przyhamowała, więc miałam niemal czystą drogę do mety, bo Brytyjka była poza zasięgiem - wyrzuca z siebie Ala na jednym oddechu i sapie z zadowoleniem na koniec.
Rozumiem średnio co drugie jej słowo, ale odnoszę wrażenie, że ostatnie zawody poszły jej dobrze. Wydaje się zadowolona z siebie.
- Czyli byłaś druga? - upewniam się, a ona potakuje. W tym momencie słyszę, jak otwierają się drzwi do mieszkania. - Czekaj, rodzice wracają. Pogadamy później na Skype?
- Tak, tak, jasne. Ja też muszę na razie lecieć. Pa, Adaś! - żegna się ze mną, a do kuchni wchodzi mama.
- Pomożesz? - pyta, stawiając ciężką torbę z zakupami na stole, a ja podchodzę i zaczynam je rozpakowywać. - Z kim tak rozmawiałeś?
- Z Alicją - odpowiadam z wahaniem. Niby rozmawiałem już o niej z rodzicami, ale... Ale nie ciągnęliśmy tego tematu. Było to odrobinę niezręczne, mam wrażenie.
- Musisz nam ją kiedyś przedstawić. - Uśmiecha się mama, a ja mamroczę coś niewyraźnie pod nosem.
- Synu, dziś mecz. - Do kuchni zagląda tata, drapiąc się po brodzie. - Masz wszystko ogarnięte na jutro?
- Jakieś ciuchy na jutrzejszy trening muszę ogarnąć, ale ogółem to tak - odpowiadam. - W Spodku grają, nie?
- Chyba tak, nie jestem pewien. O osiemnastej się zaczyna, pamiętaj - przypomina mi jeszcze i znika, a ja pomagam mamie przy kolacji. Potem idę na górę i włączam laptopa.
Konto Ali świeci się na zielono, nawiązuje więc połączenie, a ona odbiera chwilę później.
- Hej! Czekaj włączę kamerę - rzuca na przywitanie, a ja również przełączam na tryb wideoczatu. - No jest! - woła zadowolona po chwili, a ja zauważam, że dziewczyna jest... w bieliźnie?
- Nie zimno ci? - pytam sceptycznie.
- Spoko, zaraz się ubiorę. Dopiero spod prysznica wyszłam, za pół godziny wychodzę na randkę z Tomkiem - wyjaśnia i znika z kadru, by po chwili wrócić, wciągając na ramiona różowy szlafrok.
- Gdzie idziecie?
- Do kolację do lokalnej restauracji, a potem pewnie jakiś spacer. Tutaj jest bardzo ładnie wieczorami - wyjaśnia, przeglądając ubrania leżące na łóżku.
- Wzięłaś ze sobą na zawody małą czarną i szpilki? - Wytrzeszczam oczy. 
- Jutro na zakończenie ma być jakaś gala, cały ten szajs sponsoruje jakiś jubiler czy coś podobnego i mamy takie dodatkowe atrakcje. - Ala wzrusza ramionami i ponownie znika. - Musiałam wziąć jakąś kieckę, akurat się dobrze złożyło. Tomek ma dziś urodziny.
- O, to najlepszego - odpowiadam nieco bez przekonania. - Będziesz na tej gali odbierać jakąś, nie wiem... nagrodę?
- Nieee. Dziś byłam druga, więc dali mi jakieś kwiatki, ale to tylko jeden etap. W klasyfikacji generalnej Pucharu Księżniczki Zofii zajęłam trzynaste miejsce. - Alicja pojawia się ponownie w zasięgu wzroku, wkładając do ucha kolczyki. - A pierwsze piętnaście to kwalifikacja olimpijska, więc naprawdę mogę być z siebie zadowolona. Jak jest? - Prezentuje swój strój, okręcając się dookoła.
- Seksownie i z klasą - odpowiadam z przekonaniem. - Czyli teoretycznie mogłabyś jechać na Igrzyska? - upewniam się.
- Nominacje są już dawno rozdane, ale jak utrzymam poziom to za cztery lata mam to jak w banku. Na razie daję z siebie wszystko, chcę być jak najwyżej w klasyfikacji, bo lepsze wyniki to lepsze stypendium. - Obraca się bokiem do kamery i zaczyna malować oczy. To zupełnie inna Alicja od tej, którą poznałem na Mazurach. Jeżeli tam była onieśmielająca, to brak w moim słowniku określenia na to, jakie wrażenie sprawia teraz.
Ale znam ją dobrze i ta zewnętrzna maska nie przeraża mnie. Uświadamiam sobie, że na pierwszy rzut oka Ala jest jedną z tych dziewczyn, które nie zadają się z takimi ludźmi jak ja. To może tłumaczyć niechęć jej chłopaka do mnie. Nie jestem taki jak oni.
Choć z drugiej strony wiem, że ona też taka nie jest. To w znacznej mierze tylko poza, za którą kryje się inna Alicja - moja siostra.
- Muszę zaraz lecieć, Adaś, a nawet nie wiem, co u ciebie - wzdycha, kończąc robić makijaż.
- Po staremu. Jutro cały dzień treningi, jak będę ładnie skakał, to wezmą mnie na  CoC - odpowiadam szybko. - Czyli Puchar Kontnentalny, te drugoligowe zawody - wyjaśniam od razu, widząc jej zdezorientowaną minę.
- A okej. Dobra, muszę lecieć, bo Tomek już dzwoni. Powodzenia, trzymam kciuki, żeby wzięli cię ze sobą.
- A ty baw się jutro dobrze na tej gali - odpowiadam.
- Pff, to szopka dla nadzianych frajerów w garniturach, nic fajnego. Lecę, buźka, Adaś! - Posyła mi całusa i przerywa połączenie, a ja jeszcze przez chwilę uśmiecham się do ekranu.
Mogę się z nią w pewnych kwestiach nie zgadzać, ale naprawdę jest między nami silna więź. Jak w prawdziwym rodzeństwie. Którym, chyba przecież jesteśmy.
- Adam! Zaczyna się! - woła mnie ojciec z salonu, wyłączam więc komputer i schodzę po schodach.
- Już idę!
- Weź po drodze piwo z piwnicy - dodaję, gdy już niemal wchodzę do pokoju.
- To średnio po drodze, ale okej - odpowiadam i spełniam jego życzenie. Wracam i podaję mu puszkę, siadając obok niego na kanapie. Skra już zdążyła zdobyć kilka punktów.
- Ty nie pijesz? - dziwi się tata.
- Trening mam rano, ale dzięki za propozycję. Innym razem, tato.- Uśmiecham się.
- Cieszę się, że jesteś takim odpowiedzialnym sportowcem - odpowiada.
- Muszę, jeżeli chcę być najlepszy. - Wzruszam ramionami, jakby to było coś zwykłego.
I w sumie jest. Bo w sporcie przecież chodzi o to, żeby dać z siebie wszystko. Być najlepszą wersją siebie. A czasem, dzięki temu można stać się najlepszym z najlepszych. Jeśli sie tylko ma trochę szczęścia.
- Będziesz, Adam, będziesz - odpowiada cicho tata, nie odrywając wzroku od telewizora, tak że nie jestem pewien, czy się nie przesłyszałam. Tak czy siak, nie pozostaje mi nic innego, jak dążenie do bycia najlepszym.
Bo wiem, że mnie na to stać.

***


Kolejne dni mijają mi na treningach. Po dobrych występach w FiSCupie, nie tylko w Zakopanem, później szło mi jeszcze lepiej, zadecydowano, że mogę jechać na Kontynental. To ostatni w tym sezonie, więc kilka sesji treningowych spędzam z kadrą B. Towarzyszy mi Stęki i Przemek, którzy również dobrze się sprawowali i im też  dano szansę.
- Cholera, niezły wycisk dziś nam dali - jęczy Andrzej, gdy wracamy do domu.
- To już nie przelewki, to prawdziwe skakanie - upomina go Przemek. - Szkoda tylko Dawida, miał pecha na tych ostatnich zawodach.
- My też musimy uważać, dla juniorów są tylko dwa miejsca na wyjazd - przypominam im, że któryś z nas będzie musiał zostać w domu.
Cóż, prawo dżungli.
Skład ma być podany za dwa dni, po kolejnym treningu, a w piątek już wyjazd do Rosji, gdzie odbywają się ostatnie zawody drugiej ligi. Teraz jednak czas na zasłużony odpoczynek.
Od progu wita mnie zapach pieczeni, znak, że mama wcześniej wróciła do domu i przygotowała obiad. Zostawiam rzeczy w swoim pokoju, brudne ciuchy wrzucam do prania, myję ręce i wsuwam się do kuchni, żeby się przywitać.
- Co ci pomóc?
- Już prawie, gotowe, siadaj. Jak trening? - Odwraca się od buchającego parą garnka i uśmiecha się pokrzepiająco.
- Padam na twarz, ale było warto. Mam nadzieję, że uda mi się pojechać do Rosji. Szkoda tylko, że jedynie dwóch z nas może się z nimi zabrać - wzdycham.
- W przyszłym sezonie na pewno wezmą was wszystkich na stałe do kadry B - zapewnia mnie mama, a ja muszę jej uwierzyć. Przecież właśnie o to teraz walczę. By być coraz lepszym, by wywalczyć prawo do startu w Pucharze Świata. Jeszcze długa droga przede mną, ale będę starał sie ze wszystkich sił.
- Odpisz jej, to chyba coś ważnego. - Mama zwraca moją uwagę na wibrujący telefon. Faktycznie ktoś się do mnie dobija uporczywie. - Alicja?
- Skąd wiedziałaś? - dziwię się, bo to faktycznie ona. Wysyła mi kilka zdjęć z Majorki. Jest czego pozazdrościć.
- Bo ostatnio ciągle z nią piszesz. Pomyślałabym, że wpadła ci w oko, ale skoro twierdzicie, że nic z tych rzeczy, to nie będę tego kwestionować - mówi, a po jej tonie zauważam, że na tym się nie skończy.
- Co chcesz wiedzieć? - pytam. - Mamy wspólne, choć mgliste wspomnienia z dzieciństwa, takie same, bardzo charakterystyczne oczy, specyficzny rodzaj więzi, oboje jesteśmy adoptowani, mamy urodziny dzień po dniu. I cała masa innych szczegółów, których nie da się inaczej logicznie wytłumaczyć - mówię nieco poirytowany. Mam dość tego sceptycyzmu wszystkich dookoła. To nieprawdopodobne, ale nie niemożliwe.
Niezależnie od wszystkiego, będę nazywał Alicję moją siostrą. I kropka.
- Nie o to pytałam - uspokaja mnie mama, a ja sobie uświadamiam, że w ogóle mnie o nic nie zapytała. To ja zacząłem. - A jeżeli już o tym mowa, to miałam nadzieję, że coś mi o niej opowiesz. O niej, a nie o tym, co ma świadczyć o waszym pokrewieństwie. - Uśmiecha się ciepło, a ja ją przepraszam za ten niespodziewany wybuch.
- Ala jest... bardzo pozytywną osobą. Trochę szaloną, ale bardzo pozytywną - zaczynam. - Jedną z tych, przy których czujesz, że nie ma nic niemożliwego, czujesz się królem życia. To ten typ osoby, który przyjdzie do ciebie w środku nocy i wyciągnie się na spontaniczny wypad na drugi koniec kraju. - Kiedy to mówię uświadamiam sobie, że coś w tym jest. Ala byłaby do tego zdolna. - Ponadto jest bardzo ładna i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie waha się przed wykorzystaniem tego w różnych sferach życia, czasem wręcz do przesady i trochę mnie to martwi, ale jest dorosła i sama o sobie decyduje, nic na to nie poradzę.
- Jest pewna siebie? - dopytuje mama, podając mi obiad.
- Bardzo. Ale momentami, kiedy nikt nie widzi, wydaje się również zagubiona. Myślę, że część tego to poza, że kryje się za tą swoją popularnością i pewnością siebie, jak za tarczą. Mam wrażenie, że jesteśmy do siebie bardziej podobni, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
- Łączy was pasja, mówiłeś, że jest dobra w tym, co robi.
- Dobra? Mamo, ona jest genialna! - poprawiam ją. - Właśnie jest na zawodach, na których mogłaby wywalczyć kwalifikację olimpijską. To znaczy wywalczyła, ale nominacje już są rozdane. Rozumiesz? Mogłaby jechać za pół roku na Igrzyska. A jest w moim wieku.
- Ty też masz na to szansę, nie umniejszaj swoich osiągnięć, synku. - Dosiada się do mnie.
- Wiem, ale mam wrażenie, że poznanie jej dało mi takiego pozytywnego kopa, wiesz? Widzę, że kocha to, co robi i jest w tym naprawdę dobra. Skoro ona może, to ja też - wyjaśniam mętnie, bo nie umiem określić tego uczucia.
- Widać bycie wielkim macie w genach. - Uśmiecha się mama i bierze mnie za rękę. - Jak tylko nam o niej powiedziałeś, Adam, poszukałam twoich dokumentów. Byłam ciekawa, jak to się stało, że zostaliście rozdzieleni, jeżeli macie rację i jesteście biologicznym rodzeństwem.
- I co? - pytam ostrożnie.
- Wygląda na to, że nic się nie można dowiedzieć na ten temat. - Mama nie mówi mi nic nowego. - Ale wiem tylko, że zanim trafiłeś do nas, byłeś w rodzinie zastępczej. Może Ala trafiła do innej, zdarza się, że brakuje miejsca i rodzeństwa są rozdzielane. Niby potem adopcja ma przebiegać równolegle, ale nie zawsze tego pilnują i stąd te rozbieżności w adopcji. Jeżeli bardzo chcesz, mogę się czegoś podowiadywać, ale to będzie długi i skomplikowany proces - dodaje na koniec z pokrzepiającym uśmiechem.
- Nie trzeba, mamo - odpowiadam. - Nie potrzebujemy potwierdzenia. Tak jak jest, jest... dobrze. Równie dobrze możemy zrobić testy DNA, ale po co wydawać pieniądze. A jeśliby się okazało, że nie jesteśmy spokrewnieni to chyba byłoby mi trochę przykro. Przyzwyczaiłem się do tej myśli.
- To nie krew jest tu ważna, kochanie. Są ważniejsze rzeczy. Jeżeli uważasz, że to twoja bratnia dusza, to tak jest. I nic tego nie zmieni.
- Dzięki. - Przytulam ją mocno, a telefon po raz kolejny wibruje. - Chyba muszę jej odpisać.
- Musisz, na jej miejscu byłabym już wściekła. - Mama podnosi się od stołu. - Pozdrów ją ode mnie, dobrze? - dodaje jeszcze, a ja zaskoczony potakuję.
Nie patrzyłem na to wcześniej w ten sposób, ale uświadamiam sobie, że być może moja mama właśnie ma szansę zyskać drugie dziecko. Córkę, której zawsze jej brakowało.
Bo, choć Ala ma własną rodzinę, czemuż nie miałaby się stać i częścią naszej?

***

Udało mi się! Po dobrych wynikach na ostatnim treningu, ogłoszono, że do Czajkowskiego pojadę razem ze Stękim. No i resztą kadry B - Szybkim, Biegunem, Olkiem i Titusem. To dla mnie naprawdę duże wyróżnienie. Nie szkoda mi kolegów z kadry - wiadomo, fajnie by było, gdyby nam towarzyszyli, ale to jest sport. Raz jesteś lepszy, raz jesteś gorszy. Oni też dostaną swoją szansę.
Jeżeli ktoś myśli, że jeżdżąc na zawody zwiedzamy pół świata, to się grubo myli. Nie widujemy nic więcej prócz hotelu i skoczni, bo po prostu nie ma na to czasu.
- Kurde, słabo - wzdycha Ala, gdy opowiadam jej o tym przez telefon. - Ja w sumie też nie mam czasu na zwiedzanie, ale okolice się przynajmniej obejrzy.
- Jesteś już w domu? - pytam, zmieniając temat.
- Tak, przyjechałam wczoraj wieczorem. Chwilowo nie mam żadnych zawodów, mam dwa tygodnie luzu, więc będę pomagać tacie w marinie - odpowiada. - Takie tam, tutaj przycumować łódkę, tam coś wypucować, zebrać opłatę, podpisać dokumenty i takie bzdety. Nudy, jedynie w przyszły weekend są regaty dla dzieciaków organizowane przez miasto, a nasza marina jest głównym sponsorem.
- Nic dziwnego, że jesteś taka dobra, skoro twój ojciec jest współwłaścicielem mariny. To tak jakby mój był właścicielem skoczni - zauważam, lecz nie jestem zazdrosny. Takie są po prostu fakty.
- To nie to samo, Adaś. Ty mieszkasz w górach, więc masz warunki do skakania. Ja mieszkam nad jeziorem, więc mam warunki do pływania - stwierdza. - Choć faktycznie, do pewnych rzeczy łatwiej było mi dotrzeć niż innym.
- Twoi rodzice pływają? - pytam ciekawie. Ala niewiele mówi o swojej rodzinie, w przeciwieństwie do mnie.
- Tata kiedyś tak, miał nawet jakieś osiągnięcia. Ale kilka lat temu dostał w spadku udziały w spółce i teraz tym się zajmuje. A mama? Mama niewiele ma do czynienia ze sportem. Jest adwokatem. 
- No to ładnie - gwiżdżę.
- Nie narzekamy na brak pieniędzy, jeżeli o to pytałeś - wzdycha Ala. - Nie da się ukryć, żeglarstwo to drogi sport.
- Skoki też. - Kiwam głową, a do pokoju wchodzi Stęki. - Muszę kończyć, zadzwonię później, okej?
- Jasne, powodzenia jutro. - Ala rozłącza się, a Andrzej wywraca oczami.
- Jesteś pewien, że nie chcesz jej poderwać? Bo kurde, oczy ci się świecą jak dwie latarnie morskie. - Wywraca oczami.
- Daruj, Stęki. To wręcz niesmaczne - wzdycham.
- Dobra, dobra. Chłopaki zaraz przyjdą, trza ogarnąć - mówi, zbierając ciuchy z podłogi, co jest dla niego odpowiednikiem sprzątania.  - Dobrze nam dziś poszło, co nie?
- No - zgadzam się z nim lakonicznie. Zająłem dwudzieste miejsce, a Stęki siedemnaste. - Ale jutro mam nadzieję, że będzie jeszcze lepiej.
- No ba! - odpowiada Andrzej i rozlega się pukanie do drzwi. - Właźcie! - zaprasza do środka naszych starszych kolegów.
- Ale bałagan tu macie - kręci nosem Olek.
- Adam nie posprzątał, bo z Alicją gadał. - Andrzej wywraca oczami.
- Jaką Alicją? - dziwi się Titus.
- Z siostrą moją - odpowiadam. - Uprzedzając pytania, biologiczną, którą poznałem dopiero pół roku temu.
- Niezła historia. - Kiwa głową Biegun. - To z nią tak ciągle gadasz?
- Tak wyszło. - Wzruszam ramionami. - Lubię z nią rozmawiać. Jest... interesującą osobą.
- Zwłaszcza z wyglądu - stwierdza z przekąsem Stęki, a ja gromię go wzrokiem.
- Pokaż! - żądają natychmiast wszyscy zgromadzeni, a ja niechętnie sięgam po telefon i szukam w galerii zdjęcia Alicji. 
- Kojarzę ją - orientuje się Szybki i bierze ode mnie komórkę. - To możliwe? - pyta, przyglądając się uważniej.
- Była na FC w Zakopanem ostatnio, mogła ci gdzieś mignąć - odpowiadam, a telefon krąży po pokoju. - Dobra, oddawajcie. Gapicie się, jakby miała co najmniej trzy głowy! Uprzedzając pytania - tak, ma kogoś. Aczkolwiek nie przepadam za gościem, chyba ze wzajemnością - dodaję.
- No proszę, już mu się włączył syndrom starszego brata! - woła uradowany nie wiadomo dlaczego, Biegun.
- Ona jest starsza, o jeden dzień - prostuję.
- Jak to? - Wytrzeszczają oczy, a ja orientuję się, że to faktycznie brzmi dziwacznie.
- No, konkretnie o kilka minut. Północ, czaicie - wyjaśniam mętnie, ale na tyle zrozumiale, że kiwają głowami. - Dobra, dosyć o Alce. Jak przyjedzie na zawody, to ją poznacie - ucinam temat.
Koledzy niechętnie porzucają okazję do ponabijania się ze mnie, ale w końcu rozmowa zbacza na inne tory. Jest niemal północ, gdy ktoś ze sztabu zagląda do nas i pogania nas do spania, bo przecież czeka nas jeszcze konkurs jutro.
Gdy kładę się do łóżka, odczytuję jeszcze kilka wiadomości od Ali i piękny zachód słońca nad jeziorem Kisajno.
W sumie... może po sezonie wybrałbym się na Mazury?
_________
Kilka słów z zakresu skoków może się znaleźć w słowniku, ale nie chcę mi się ich gwiazdkować, więc jeżeli coś jest niejasne, to po prostu sprawdzajcie w słowniku, powinno być na miejscu ;)

niedziela, 4 marca 2018

Wyróżnieni I

Zakopane, styczeń 2016

- To jest zły pomysł, po co tam jedziesz?
- Nigdy nie byłam na zawodach narciarskich, chcę zobaczyć czym to się je.
- Nic ciekawego: jedzie, skacze, ląduje. Kto skoczy dalej, ten wygrywa. Tyle.
Tak wyglądała moja rozmowa z Tomkiem sprzed paru dni. Dałam sobie spokój z tłumaczeniem mu, że to wcale nie takie proste. Po pierwsze, i tak machnąłby na to ręką, a po drugie wcale nie czułam się jeszcze ekspertem w tym temacie. Nawet jeżeli Adam wytłumaczył mi to wszystko bardzo obrazowo, żeglarstwo mimo wszystko wydawało mi się łatwiejsze.
Obiekcje Tomka spłynęły po mnie jak woda po kaczce - nikt nie będzie mi mówił, co mam robić w wolnym czasie. A tak się składa, że styczeń nie zalicza się szczytu sezonu żeglarskiego, więc mogłam wyrwać się na kilka dni do Zakopanego.
I tym oto sposobem stoję właśnie pod Wielką Krokwią i nie za bardzo wiem, co powinnam ze sobą zrobić. A nie jest to stan zbyt częsty. Ja zawsze jestem we właściwym miejscu, o właściwym czasie i wiem, co należy robić.
Ale to? To zupełnie nie moja bajka.
"Gdzie jesteś? Potrzebuję pomocy!" - piszę do Adama, choć boję się, że może nie mieć przy sobie telefonu, skoro lada chwila rozpoczynają się zawody.
A jednak, kilka sekund później rozbrzmiewa "Hall of fame", więc czym prędzej odbieram połączenie.
- Co się dzieje? - W słuchawce słyszę zdyszany i nieco zaniepokojony głos Adama.
- Stoję pod Wielką Krokwią i nie mam pojęcia gdzie mam iść, by wkręcić się na zawody za friko - wzdycham. - To znaczy mogłabym zbajerować ochroniarza, wydaje się całkiem milutki... - Zerkam na chudego rudzielca, który nie może być wiele starszy ode mnie.
- Czekaj, czekaj - przerywa mi Adam. Po jego oddechu poznaję, że właśnie gdzieś biegnie. - Gdzie ty jesteś?
- Po Wielką Krokwią - powtarzam cierpliwie. - To skocznia taka. Duża, o ile się nie mylę. W Zakopanem.
- Ale co ty tutaj robisz? - pyta z niedowierzaniem Adam.
- Przyjechałam ci kibicować, Prosiaczku - wzdycham z politowaniem. - Mógłbyś wreszcie ruszyć swoimi szarymi komórkami i wytłumaczyć mi, gdzie mam się podziać? Albo, jeżeli możesz, pofatygować się na parking i się ze mną przywitać, czy coś?
- Parking...? Poczeeeekaj... - Słyszę w słuchawce jakiś trzask, po czym połączenie urywa się.
Super.
- Hej! - Klepnięcie w ramie sprawia, że obracam się odruchowo i tonę nagle w chuderlawych, ale mocarnych objęciach Adama. - Aleś mnie zaskoczyła! Dobrze, że złapałaś mnie podczas rozgrzewki, to miałem przy sobie telefon z muzyką... Jesteś tutaj sama?
- A z kim mam być? Dorosła jestem! - prycham.
- Dobra, załatwię ci zaraz wejściówkę, a potem pogadamy, bo ja muszę zaraz lecieć... Kurczę, nawet nie wiesz, jak się cieszę! - woła, raz jeszcze mnie ściskając i znika, krzycząc, że mam się nie ruszać, a on zaraz wróci.
Co prawda nie wraca, ale podchodzi do mnie jakiś dzieciak z wejściówką i wskazuje kierunek, w którym mam się udać, a ja podążam za jego wskazówkami i wchodzę na teren skoczni, akurat kiedy spiker zapowiada początek konkursu, który otwiera nie kto inny, jak mój brat!
Nic dziwnego, że się tak śpieszył.
Nie bardzo orientuję się, co się dokładnie tutaj dzieje, liczę, że przed jutrzejszymi zawodami Adam wszystko mi wytłumaczy, bo tak się składa, że mam zamiar zostać tu jeszcze dzień lub dwa. Teraz jest jednak zajęty zdobywaniem punktów do klasyfikacji generalnej, czy jak to się tam nazywa, więc cierpliwie czekam, aż znajdzie dla mnie czas.
I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie...
- Gdzie ty jesteś? - Napastliwy ton Tomka w słuchawce od razu wywołuje u mnie poirytowane westchnienie.
- W Zakopanem, mówiłam ci.
- Chyba sobie żartujesz. Ty tak na poważnie? Masz maturę w tym roku, powinnaś się uczyć...
- Powiedział najpilniejszy uczeń roku - sarkam. Tomek swoje egzaminy zdał na nieco więcej niż minimum, głupi w końcu nie był, ale ciągłe wyjazdy na zawody nie pozwalały mu poświęcić wszystkim przedmiotom odpowiednio dużo uwagi.
Ja jednak, mimo licznych treningów, nie miałam takich problemów. Szybkie przyswajanie wiedzy, ot dar od losu. Bardzo przydatny, nie ukrywam.
- Nie chcę, żebyś przez jakiegoś durnia latającego z dwoma dechami zaprzepaściła sobie przyszłość! - Jego głos balansuje na granicy furii.
Oho, tak nie będziemy rozmawiać.
- Miło mi, że się o mnie troszczysz, ale sama sobie daję radę - stwierdzam zimno. - Na razie żegnam, porozmawiamy, gdy przestaniesz obrażać ludzi, na których mi zależy. - Przerywam połączenie, w ostatniej sekundzie słysząc, jak krzyczy "Alicja!".
Cóż, może w końcu się nauczy, że obrażanie Adama w mojej obecności nie kończy się dobrze. Choćby nie wiem jak wspaniałomyślne idee za tym stały.
- Cholera - mruczę pod nosem, gdy orientuję się, że przez Tomka przegapiłam całą końcówkę konkursu. Dociera do mnie jedynie informacja, że cały ten ambaras wygrał jakiś Wolny.
Fajnie, gratki, ale gdzie jest Adam?

***

Dom Adama jest nowoczesny, przestronny i ładny. W sumie dość podobny do mojego. Chłopak prowadzi mnie do salonu i próbuje zniknąć w kuchni, by zrobić nam rozgrzewającą herbatę, ale nie chcę zostawać sama, więc podążam za nim.
- Dobra, to teraz powiedz mi, czy dobrze zrozumiałam - wracam do naszej rozmowy prowadzonej w drodze ze skoczni. - Zająłeś dwudzieste ósme miejsce, czyli zdobyłeś...trzy punkty w generalce, tak?
- Tak. - Kiwa głową Adam, szukając po szafkach zielonej herbaty, której sobie zażyczyłam. - Może być mięta? Nie mam zielonej, musiała się skończyć.
- Może być. I teraz możesz startować w tym... Kontynentalu, tak? - drążę dalej. - W drugiej lidze, jakby?
- Tak - potwierdza ponownie Adam. - To znaczy mogłem już wcześniej, bo zdobyłem już wcześniej punkty, w listopadzie, ale ogółem dobrze kombinujesz. - Podaje mi herbatę, po czym zerka na telefon, żeby odczytać SMSa. - O, cholera.
- Co się stało?
- Zapomniałem, że chłopaki miały do mnie wpaść wieczorem - odpowiada zmartwiony Adam. - Poczekaj, napiszę im, że to już nieaktualne...
- Nie no, co ty! - wołam natychmiast. - Niech przyjdą, dla mnie to nie problem, mam nadzieję, że dla nich też nie. Zresztą z chęcią ich poznam.
- Na pewno? - Adam zerka na mnie nieco uspokojony.
- Na pewno. Są częścią twojego świata. Ważną częścią. Jeżeli też chcę do niego należeć, to powinnam go poznać jak najlepiej, prawda? - Zerkam na niego z ukosa, niepewna jak zareaguje na te szczere słowa.
- Już do niego należysz, Ala - odpowiada miękko i spontanicznie mnie przytula.
- Dobra, dobra, dosyć tej miłości, bo się rozkleję - wołam, ale to bardzo miły gest z jego strony. - O której mają być?
- Za... Już. - Dzwonek przerywa mu w pół zdania.
Adam śpieszy do drzwi, a ja opieram się o framugę drzwi i ciekawie zaglądam do przedpokoju, do którego wtarabania się trzech młodzieńców o mało zróżnicowanym wieku, za to dość zróżnicowanej urodzie.
- Stary, kurde, mógłbyś odśnieżyć podjazd - woła od progu pierwszy z nich, o jasnych, blisko siebie osadzonych oczach. - Przemo niezłego orła by wywinął wprost na rabatki twojej matki!
- Ale wylądowałem z telemarkiem! - odpowiada ciemnowłosy, zapewne Przemek, a reszta wtóruje mu śmiechem.
- Ej, Adam, to miał być męski wieczór! - Dopiero ten, który wygląda na najmłodszego w towarzystwie, zauważa moją obecność.
- Właśnie, skąd żeś wytrzasnął taką laskę? - pyta ten pierwszy, kiedy wszystkie spojrzenia kierują się na mnie.
- Cześć, chłopaki. - Wychodzę z kuchni i podchodzę bliżej. - Mała zmiana planów, ale obiecuję, że nie będę wam przeszkadzać. - Uśmiecham się do nich nieco łobuzersko.
Pewnych nawyków nie da się wykorzenić, niestety.
- Przeszkadzać? Żartujesz? - Ten najbardziej śmiały mierzy mnie wzrokiem, który znam aż za dobrze. Ech.
- Stęki, hamuj, hamuj - odzywa się Adam. - To Alicja, moja siostra, więc uważaj, co mówisz!
- Stary, ty przecież jesteś jedynakiem! - dziwi się Przemek. - Chyba że twoi starzy postanowili się szarpnąć na rodzeństwo, ale ona jest chyba trochę za bardzo... dorosła? - Zerka na mnie z zainteresowaniem.
- Oni... wiedzą? - pytam z wahaniem, wskazując na kumpli Adama, a on wzrusza ramionami.
- O tym, że Szczęki nie jest dzieckiem swoich rodziców? - upewnia się ten najmłodszy. - Pewka!
Przenoszę wzrok na Adama, który wzdycha cicho.
- Ala, to jest Andrzej, czyli Stęki, Przemek, jak już pewnie wiesz i Dawid. - Wskazuje po kolei pyskatego, Przemka, którego imię faktycznie już znam, i młodego. - A Alicja to moja siostra. Biologiczna, znaczy się - próbuje pokrętnie sprecyzować.
Dawid zaczyna nam się przyglądać badawczo, to mnie, to Adamowi, po czym kiwa głową.
- Kurde, faktycznie jesteście podobni. No spójrz, Stęki - woła, a Andrzej również spogląda na nas z zainteresowaniem.
- No! Buźki aniołków, a za skórą diabeł, jedno i drugie - stwierdza nieco złośliwie, ale w moim przypadku, nie da się ukryć, bardzo trafnie.
- Dobra, dosyć tego stania w przeciągu, chodźcie do salonu - pogania nas wszystkich Adam, zdaje się, że to spotkanie nieco wymknęło mu się spod kontroli. - Kawa, kawa i herbata, jak zawsze? - Kumple potakują i gospodarz znika w kuchni.
- To jak się odnaleźliście z Adamem? - pyta z zainteresowaniem Przemek. - Szukaliście się po tych wszystkich urzędach? To ponoć masa roboty jest.
- Właściwie... Właściwie to był totalny przypadek. Wylądowaliśmy na obozach letnich, które miały bazy tuż obok siebie - odpowiadam, wzruszając ramionami. - Zakumplowaliśmy się, a pewnych podobieństw nie dało się nie zauważyć.
- Więc... nie wiecie na pewno? - dziwi się Dawid. - W sensie, nie sprawdzaliście?
- Nie. I chyba nie chcemy. - Zerkam na Adama, który wraca właśnie z gorącymi napojami, a on potwierdza niewielkim skinięciem. - To dużo roboty, a poza tym... Ważne jest to, że czujemy się ze sobą związani, nie to, czy ma to jakiekolwiek biologiczne podstawy. Choć jestem niemal pewna, że ma - dodaję.
- Ha, czyli jest jednak dla ciebie nadzieja, stary. - Stęki klepie Adama w plecy, a ja jednocześnie z nim marszczę brwi.
- Że co? Że my...? - Adam zerka na mnie, po czym jednocześnie kręcimy głowami zniesmaczeni. - Nieeee, absolutnie! - wołamy jednym głosem.
Ugh, to by było niesmaczne.
- Naprawdę są do siebie podobni! - śmieje się Dawid, a ja stwierdzam, że zaczynam lubić tego chłopaczka. - To czym się zajmujesz, Alu, prócz bycia siostrą naszego Szczękiego?
- Szczękiego? - dziwię się, a Adam wzrusza ramionami, gdy na niego spoglądam.
- Szczęślikiewicz to trochę długie nazwisko i ciężko wymyślić jakąś sensowną ksywkę. A w skocznym półświatku Adam jest tylko jeden.
- Ano, Małysz. To pamiętam! - potwierdzam radośnie. To akurat coś, co wiem. Jak chyba każdy mieszkaniec Polski. - A odpowiadając na twoje pytanie - zwracam się do Dawida - to nie zajmuję się niczym szczególnym. Pływam. Na żaglówkach znaczy się. I ponoć idzie mi całkiem nieźle - dodaje skromnie.
- Nieźle? Żałujcie, że nie widzieliście, co ona tam wyprawiała na tym jeziorze! - woła Adam z dumą, a mnie robi się naprawdę miło. - Jest świetna, serio.
- Jakbyś w ogóle się na tym znał. - Wywracam oczami. - Tak samo ja mogłabym powiedzieć, że super ci dziś poszło, a nie mam o skokach bladego pojęcia.
- Bo poszło mi super! - Adam wyszczerza zęby, a koledzy śmieją się z jego miny.
- Jakby ci poszło super to byś wygrał, a wygrał ten cał,y jak mu tam...
- Szybki - podsuwa mi Przemek.
- Szybki? - dziwię się. Coś mi nie pasuje. - A nie Wolny przypadkiem?
- Jego dziewczyna chyba woli jak jest wolny - śmieje się głupkowato Stęki, a ja wywracam oczami z politowaniem.
Co też ten testosteron robi z ludźmi.
- Szybki to ksywka Kuby Wolnego - oświeca mnie Adam. - Jest w kadrze B, może uda mi się dołączyć do niego w przyszłym sezonie.
- Na pewno! - zapewniam go mocno. - A zwycięzcy nie zapraszacie na imprezę?
- Twoja siostrzyczka leci na medale, heh - śmieje się Andrzej. - Szybki niestety ma dziś randkę, ale może jutro uda się nam go gdzieś wyrwać na piwko.
- Dobre piwko nie jest złe. - Przygryzam wargę z namysłem. - A medali mam już wystarczająco dużo, by cudze przestały mnie kręcić - prycham. - W lutym wyjeżdżam do Hiszpanii na pierwsze treningi przed Pucharem Księżniczki Zofii*, który odbędzie się pod koniec marca. To duża impreza, muszę się dobrze przygotować, a może wpadnie jakiś medal. - Uśmiecham się.
- Brzmi bardzo... prestiżowo - stwierdza Przemek.
- Na tych zawodach można wywalczyć kwalifikację olimpijską, ale my mamy już obsadzone wszystkie miejsca, więc mogę sobie jedynie pogdybać, czy dałabym sobie radę. - Wzruszam ramionami. - Ale i tak mam zamiar dać z siebie wszystko. Mówicie mi lepiej, na co mam jutro zwracać uwagę, by dobrze ogarniać zawody. - Zmieniam temat. - Bo już wiem, że ten co skoczy najdalej wcale nie musi wygrać.
W czwórkę zaczynają wyjaśniać mi, jak dokładnie przebiegają zawody i na jakich zasadach podliczane są punkty i tak mija nam cały wieczór. Kiedy koledzy Adama wychodzą, jestem już z grubsza przygotowana do obserwowania jutrzejszych zmagań.
- Przyniosę ci jakąś pościel - mówi Adam, kiedy kończymy zmywać. - Bo zakładam, że przyjechałaś na totalnym spontanie i nie masz zamówionego żadnego noclegu.
- Totalnie mnie rozszyfrowałeś. - Kiwam głową z udawanym żalem. - Spokojnie, kanapa mi nie straszna.
- Jesteś niemożliwa. - Adam kręci głową i znika, by po chwili wrócić z kompletem pościeli i szarym dresem. - Z łazienki na parterze korzysta mama, więc są tam jakieś babskie kosmetyki. Ręczniki na pralce. Szczoteczki do zębów nie mam, musisz sobie jakoś poradzić sama.
- Dzięki, Adaś, jesteś super! - Całuję go w policzek i ruszam do łazienki. - Idź spać, masz jutro zawody.
- Wiem. Dobranoc, Ala - woła już ze schodów na górę, a ja znikam w łazience.
Tak sobie myślę, że w innych okolicznościach, bylibyśmy całkiem zgraną rodzinką.

***
No dobra. Te skoki to wcale tak bardzo skomplikowane jednak nie są. A już na pewno nie wtedy, gdy ma się obok siebie takiego Dawida, który swój skok w pierwszej serii zakończył upadkiem i może mi relacjonować przebieg serii finałowej na żywo.
- O, ale fajnie mu siadł ten próg! - woła na widok Adama, który po pierwszej serii był dwudziesty piąty.
- To dobrze? - pytam z powątpiewaniem, chuchając w zmarznięte dłonie.
Trzeba było wziąć rękawiczki, Makowska.
- Dobrze! Patrz ile skoczył!
- Zakładam, że to kolorowe linie na zeskoku coś znaczą. I jeżeli wylądował między nimi to... dobrze? - ryzykuję stwierdzenie, a Dawid potakuje.
- Tak! Sto dwadzieścia osiem, będzie prowadził, zresztą ładnie wylądował to i noty wysokie - emocjonuje się, jakby co najmniej sam tak skoczył.
- Czyli... awansuje? - pytam, bo nadal nie wszystko jest dla mnie jasne.
- No, może nawet do drugiej dziesiątki. Zaraz Przemo - dodaje, kiedy kolejni zawodnicy lądują nieco bliżej Adama, a jego nazwisko wciąż widnieje przy numerze jeden.
- Całkiem fajne te skoki - stwierdzam, wróciwszy do niego po kilku minutach z kubkiem herbaty. - Coś przeoczyłam?
- Dwóch przeskoczyło Adama, Przemek jest ósmy, Stęki teraz skacze - relacjonuje na jednym wdechu Dawid i oboje wbijamy wzrok w zeskok.
- Łaaaadnie! - woła ktoś za mną, gdy Andrzej ląduje chyba gdzieś na hilsajzie, czy jak to się tam nazywa. Obracam się i dostrzegam Adama zmierzającego w naszą stronę, już przebranego w normalne ciuchy.
- Jak ci się podoba? - pyta, a ja zauważam, że Stęki obejmuje prowadzenie.
- Jest... fajnie. Tylko zimno. Preferuję jednak dodatnie temperatury, wiesz? - mruczę, a Adam obejmuje mnie ramieniem.
- Lepiej?  - pyta, a ja kiwam głową. Jakby na zawołanie dzwoni mój telefon.
Tomek. Odrzucam połączenie.
- O, patrzcie, teraz Szybki! - woła Dawid i obserwujemy lot Kuby, który prowadził po pierwszej serii i to miejsce udaje mu się teraz utrzymać.
- Brawo - mruczę pod nosem. - I co teraz?
- Dziesięć minut przerwy i dekoracja. Znowu dostanie wazon i kwiatka - wyjaśnia mi Adam. - I, ej! Stęki jest trzeci. Ale super!
- A ty jesteś piętnasty. - Wskazuję listę wyników i całuję go w policzek. - Gratulacje, to już całkiem sporo punktów jest.
- No, dzięki, Ala. - Wyszczerza się i objęci czekamy na dekorację.
Faktycznie, chłopcy dostają kwiatki i szklane trofea, które rzeczywiście całkiem nieźle nadają się na wazony. Nie jest najcieplej, Adam proponuje więc spotkanie w klubie niedaleko. Oni muszą się jeszcze spakować i pogadać z trenerem, informuję więc ich, że poczekam na nich na miejscu.
Pub jest dość kameralny i nieco już zatłoczony. Przysiadam na barowym stołku i staram się wypatrzeć kartę drinków.
- Co dla ciebie, mała?
Długowłosy blondyn. Włosy związane w modny kok, kilkudniowy zarost. Koło trzydziestki. Dość mocno umięśniony, siłownia przynajmniej trzy razy w tygodniu.
- A co polecasz? - Uśmiecham się zalotnie i zakładam włosy za ucho.
- To zależy czy jesteś pełnoletnia. - Taksuje mnie wzrokiem.
- Jakbym nie była, poszłabym do Żabki po soczek pomarańczowy. - Wydymam usta i przewracam oczami. - Ułatwię ci zadanie, czekam na znajomych, więc na rozgrzewkę może być piwo imbirowe, nieco wymarzłam pod skocznią.
- Dobry wybór. Dla pięknych kibicek pierwsza kolejka na koszt firmy. - Puszcza mi oko i zaczyna nalewać piwo, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Jak masz na imię?
- Alicja - odpowiadam. - A ty?
- Kornel. - Błyska śnieżnobiałymi zębami. Szkoda, że nie jest trochę młodszy, mam wielką ochotę zrobić na złość Tomkowi, nawet jeżeli jest tak daleko.
Ale trochę flirtu przecież jeszcze nikomu nie zaszkodziło, prawda?
- Ładnie. Jak ten pisarz od "Szatana z siódmej klasy" - zauważam.
- Ja i literatura raczej do siebie nie pasujemy. - Kręci głową. - Ale diablątek kilka już się tutaj przewinęło.
- Ładniejszych ode mnie? - Zerkam na niego zalotnie.
- Cóż...
- Duże, lane - przerywa mu jakiś młody gość, przysiadając na sąsiednim stołku. - Za chwilę przyjdą moi koledzy, masz wolny stolik?
- Zaraz coś się zwolni, położę rezerwację. - Barman wyciąga tabliczkę na blat i wskazuje stolik w kącie. - Pójdę sprzątnąć, zaraz wracam - mówi, stawiając przed nim kufel.
Lustruję go kątem oka, przeglądając Facebooka w telefonie. Znów milion wiadomości od Tomka. Połowa to przeprosiny. Druga to narzekanie, żebym nie robiła głupot. Wyłączam telefon, żeby się nie denerwować i raz jeszcze spoglądam na towarzysza.
Jest w moim wieku i, nie da się ukryć, można na nim zawiesić oko. I sprawia wrażenie zupełnego przeciwieństwa Tomka.
- Jakaś okazja do świętowania, czy raczej zapijasz smutki? - pytam, obracając się do niego.
- Właściwie to jedno i drugie - wzdycha i zerka na mnie nieśmiało. - A ty?
- Po prostu trochę się nudzę. - Przygryzam wargę, a młodzieniec momentalnie oblewa się rumieńcem.
Wspominałam już jak bardzo kocham flirtować?
- Pierwszy raz w Zakopanem? - pyta.
- Owszem, możesz polecić mi jakieś ciekawe miejsca?
- Na pewno nie zaczynałbym od tego baru. - Uśmiecha się nieco ironicznie. - Ale mają dobre piwo imbirowe.
- Wiem. - Wznoszę w jego kierunku kufel i przysuwam się bliżej. - To co jeszcze jest w stanie zaoferować mi to piękne miasto? - pytam zalotnie.
- Osobiście polecałbym skocznię. I góry. Cała reszta? Mocno przereklamowana - stwierdza krótko, po czym sięga do kieszeni po telefon. - Przepraszam... - mruczy, wczytując się w treść SMSa.
- Dobra, stolik ogarnięty. - Wraca do nas barman. - Za ile będzie reszta? - zwraca się do chłopaka, który odrywa wzrok od telefonu.
- Kurde, Kornel, wybacz, ale muszę lecieć. Chłopaki będą za moment dosłownie. Trzymaj, reszty nie trzeba. - Rzuca na bar dwa banknoty dziesięciozłotowe i rusza w kierunku wyjścia, w biegu naciągając na siebie kurtkę.
- Ej, Szybki! - woła za nim Kornel. - Gratulacje! Powiedzieli mi, że dziś znów wygrałeś! - W wyjściu chłopak dziękuje mu jeszcze skinięciem i znika za drzwiami.
Hm, a więc to był Szybki. 
- No i masz, nic się od niego dowiedzieć nie można - wzdycha barman do siebie.
- Będą cztery osoby jeszcze. No i ja. - Uśmiecham się, pociągając łyk piwa. - Mamy wspólnych znajomych - wyjaśniam, nim zdąża zapytać.
- Ha, czyli ty też znasz tych skakających wariatów?
- Od niedawna, ale tak - potakuję. - Pierwsza kolejka dla nich na mój koszt, przygotuj to, co najbardziej lubią - dodaję, kładąc na barze pięćdziesiąt złotych, gdy zauważam Adama wchodzącego do baru wraz z jego kolegami z drużyny.
- Siema, Kornel, dla nas...
- Ala już zamówiła, a Kuba załatwił rezerwację stolika - wchodzi im w słowo Kornel i wskazuje przygotowany dla nas kącik. - Siadajcie, zaraz podam.
- Nie próżnowałaś - zauważa Adam, kiedy rozsiadamy się przy ciasnym stoliku.
- Nawiązywałam znajomości - stwierdzam z uśmiechem. - A Szybki wyszedł przed chwilą, wiecie może co się stało? Wyglądał na wzburzonego.
- Pewnie znowu ta Karolka. - Wywraca oczami Przemek.
- Karolka-krejzola - dorzuca Stęki, a ja przenoszę wzrok to na Adama to na Dawida, czekając na wyjaśnienia.
- Jego dziewczyna. Ostatnio odstawia takie sceny, że głowa mała - wyjaśnia mi ten pierwszy.
- Dobrze, że moja Daga taka nie jest - wzdycha Przemek.
- Bo masz do niej dwieście kilometrów! - naśmiewa się z niego Dawid. - Więc nie zauważasz, odchyłów.
- Licz się ze słowami!
Przekomarzają się tak przez kilka minut, a ja zerkam wciąż na telefon. W końcu zauważa to Adam.
- Coś się stało? Ala? - pyta zaniepokojony.
- Muszę zadzwonić do Tomka - wzdycham. - Chyba już mi przeszła na niego złość.
- Tak po prostu? - dziwi się.
- Pomiędzy miłością a nienawiścią jest cienka granica, Prosiaczku. A poza tym, przed waszym przyjściem zdążyłam sobie odreagować - dodaję niefrasobliwie, a on marszczy brwi niezadowolony.
- Nie podoba mi się to - mówi szczerze.
- Wiem. Ale taka już jestem, Adaś, nie zmienisz tego - zwracam mu uwagę. - A poza tym to problem Tomka, nie twój.
- Mój też, martwię się o ciebie, Ala.
- Wszyscy się o mnie martwią, a ja sama daję sobie dobrze radę. Naprawdę nie musicie. - Biorę go za rękę i uśmiecham się ciepło. - Ludzie mają różne hobby. Niektórzy wędkują, inni zbierają znaczki, a ja lubię flirtować. To nic złego.
- W pewnych granicach... - zgadza się niechętnie Adam.
- Których ja nigdy nie przekraczam - zapewniam go, zgodnie z prawdą. Mam swoje zasady i się ich trzymam.
Nigdy nie zdradziłam Tomka, nawet gdy było między nami bardzo źle. Kilka nic nieznaczących całusów to... nic. On zresztą wyznaje podobne zasady i obojgu nam to pasuje.
Czasem trzeba o siebie nieco powalczyć.
- Wyjdę zadzwonić, zaraz wracam. - Przeciskam się koło Andrzeja, który z zapałem tłumaczy coś Przemkowi i wychodzę na mroźne, styczniowe powietrze, włączając telefon.
Wybieram numer Tomka, który odbiera po trzech sygnałach. Po szumach stwierdzam, że włączył mnie na głośnik.
- Zanim zaczniesz na mnie krzyczeć, powiedz mi gdzie jesteś, bo to Zakopane to strasznie wielkie jak na zabitą dechami dziurę pod Tatrami. - Po irytacji w jego głosie poznaję, że GPS znowu go zawiódł.
- Co ty robisz w Zakopanem? - dziwię się.
- Przyjechałem po ciebie. A raczej do ciebie - poprawia się, nim zdążam się znowu oburzyć. - Skoro te całe skoki są dla ciebie takie ważne, to chcę przeżyć to razem z tobą. Tylko gdzie, do cholery, jest ta pieprzona skocznia?
- Ale, Tomek, ja nie jestem na skoczni - odpowiadam zaskoczona. - Naprawdę przyjechałeś tu dla mnie? - pytam z niedowierzaniem.
- Nie chcę się kłócić - odpowiada miękko. - A ten cały skoczny cyrk pewnie już się skończył dawno temu, co?
- No, trochę tak. Zaraz podam ci adres, okej?
Wysyłam mu namiary i czekam na niego, marznąc nieco w niezbyt ciepłej kurtce.
- Ala? - Z baru wychodzi Adam i okrywa mnie swoją kurtką, widząc, jak się trzęsę. - Coś długa ta rozmowa...
- Tomek po mnie przyjechał, czekam na niego, żeby trafił pod dobry adres - odpowiadam.
- Przyjechał po ciebie? - dziwi się. - Ale jak to?
- Przemyślał sprawę i chce dobrze. - Wzruszam ramionami. - Pojadę z nim, dobrze? Pożegnasz ode mnie chłopaków? To naprawdę mili goście i świetnie się z nimi bawiłam - mówię szczerze. Naprawdę było super.
- Okej, ale poczekam tu z tobą. Po pierwsze chcę odzyskać kurtkę, a po drugie tu nie jest do końca bezpiecznie. - Rozgląda się nerwowo dookoła.
No tak, taka chudzina na pewno obroni mnie przed potencjalnymi rabusiami.
Chwilę później przy chodniku z piskiem opon zatrzymuje się czarne audi Tomka, który wysiada z niego, nawet nie wyłączając silnika.
- Ty musisz być Adam - stwierdza na widok chłopaka i lustruje go wzrokiem. - Brat Alicji - wyraźnie akcentuje pierwsze słowo.
- A ty to Tomek. Jej chłopak. - Adam odwdzięcza mu się tym samym, a ja wywracam oczami.
- Raz jeszcze dzięki Adam za miły weekend. Wpadnij kiedyś w wolnej chwili do mnie. - Całuję go w policzek, oddaję kurtkę i podchodzę do Tomka, który obejmuje mnie i całuje mnie mocno, chyba nieco na pokaz.
Tak, tak. Pokaż, że jestem twoja.
- Jedziemy? - pyta, a ja kiwam głową i raz jeszcze dziękuję Adamowi.
Macham mu na pożegnanie przez okno i uśmiecham się do siebie - to były naprawdę miłe dwa dni. Muszę to kiedyś powtórzyć.
Szkoda tylko, że Tomek jest tak bardzo przeciwny mojej bliskiej relacji z Adamem.
- Możesz się zdrzemnąć, mamy kawałek drogi przed sobą - informuje mnie, przyśpieszając o wiele bardziej, niż pozwalają na to przepisy.
- W tym tempie dojedziesz do Giżycka w pięć godzin - prycham.
- Ale my nie jedziemy do Giżycka, słonko. - Uśmiecha się zawadiacko i zaplata swoje palce z moimi. - Porywam cię na romantyczną wyprawę. Chcę ci to wszystko wynagrodzić.
Uśmiecham się do niego i przymykam oczy, przy czym nachodzi mnie dziwna myśl, że jedyne czego pragnie teraz Tomek, to udowodnienie mi, że spędzanie czasu z nim jest fajniejsze, niż spędzanie go z Adamem i jego kolegami.
Cóż, w jednej jedynej kwestii, na pewno jest lepsze.
Ale tan naprawdę to jedynie kwestia podejścia do sprawy, prawda?
__________
*nowe zwroty w słowniku
A oto i "Wyróżnieni". Przeskok czasowy, bo fabularnie skupimy się teraz na nieco innych aspektach. Kogoś okłamałam mówiąc, że będzie Kuba. Tzn. pojawić się pojawił, ale tak naprawdę zadebiutuje dopiero w "Zauroczonych", czyli jeszcze trochę musicie poczekać. Cóż, tak naprawdę ten blog nie jest o nim, musicie mi wybaczyć ;).
PS: Dla tych, co się nie domyślili - Dawid to oczywiście kolega Jarząbek ;).