Przerwanki,
sierpień 2015
Po
kolejnym tygodniu następuje zamiana obozowiczów zarówno w naszym
obozie jak i wśród żeglarzy. Wszyscy podopieczni Alicji zdali
egzamin, nawet Marek, na którego Ala narzekała mi niemal co
wieczór.
-
Takie małe Mareczki utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie chcę
mieć dzieci - mruczała gniewnie, szyjąc rozdarty po południu
żagiel. Czujnie śledziłem jej wprawne palce, które sprawnie
radziły sobie z igłą.
-
Czemu? - zdziwiłem się wtedy, a Ala posłała mi kpiące
spojrzenie.
-
Wyobrażasz sobie mnie jako matkę? - zapytała kpiąco.
Faktycznie,
o Alicji można było powiedzieć wiele rzeczy, ale nie to, że ma
podejście do dzieci. A już na pewno nie ma do nich cierpliwości.
Jedynym powodem, dla którego opiekuje się nimi podczas obozów,
jest świadomość, że dzięki temu pokochają żeglarstwo tak mocno, jak ona.
No
chyba, że trafi się taki... Mareczek.
-
Adaś?
Czyjś
głos wyrywa mnie z zamyślenia, podczas jakże odmóżdżającego
zajęcia, jakim jest poprawianie śledzi w namiocie przed przyjazdem
następnej grupy. Tego ranka czeka mnie jeszcze wiele tego typu prac,
z ulgą więc ocieram pot z czoła i odwracam się, ciekaw kto też
mnie woła.
-
Tak? - Moim oczom ukazuje się drobna brunetka, spoglądająca na
mnie nieśmiało spod rzęs.
-
Hej, Kinga jestem. Zastępowa dziewczynek. - Wskazuje ręką bliżej
nieokreślone miejsce po drugiej stronie bazy namiotowej. - Pomógłbyś
mi przynieść łóżka z świetlicy? Straaasznie ciężkie są... -
Mruga oczami i patrzy na mnie błagalnie.
-
Yyy... jasne. - Wzruszam ramionami, kopnięciem poprawiam ostatniego
śledzia, otrzepuje ręce i ruszam za dziewczyną, która cały czas
szczebiocze coś do mnie radośnie. Słucham jej jednak tylko jednym
uchem, bo na jeziorze między drzewami dostrzegam samotną łódkę,
mocno przechyloną na lewą burtę. Biały żagiel mocno odcina się
od niebieskiego bezchmurnego nieba, a ja mimowolnie zbaczam w
kierunku plaży, by przyjrzeć się bliżej.
- Adaś...? - pyta niepewnie Kinga, ale idzie za mną, kiedy schodzę na krótki pomost nieopodal kąpieliska.
Gwiżdżę przeciągle, a łódka robi gwałtowny zwrot i moim oczom ukazuje się Alicja. Macha do mnie ręką i podpływa bliżej, równolegle do boi wyznaczających teren kąpieliska i uśmiecha się zawadiacko, nonszalancko oparta o maszt.
Gwiżdżę przeciągle, a łódka robi gwałtowny zwrot i moim oczom ukazuje się Alicja. Macha do mnie ręką i podpływa bliżej, równolegle do boi wyznaczających teren kąpieliska i uśmiecha się zawadiacko, nonszalancko oparta o maszt.
-
Siema - rzuca, luzując kolejną linę, a jacht zwalnia
jeszcze bardziej, nieśpiesznie dryfując zaledwie kilka metrów
przed moim nosem. - Wskakujesz? - Unosi brew i wyciąga do mnie rękę,
a ja robię krok w jej stronę, nim przypominam sobie o K... -
Klarze? Klaudii? - ...Kindze, stojącej za moimi plecami z
naburmuszoną miną.
-
Nie, muszę pomóc koleżance z łóżkami - odpowiadam, a Ala
przenosi na nią wzrok, jakby dopiero teraz ją zauważyła.
-
Koleżance. Z łóżkami - powtarza powoli, rzucając mi bliżej nieokreślone
spojrzenie, po czym wzrusza ramionami. - Nie to nie, ale jakbyś
chciał, to po obiedzie płynę kajakiem na śluzę*. Możesz się ze
mną zabrać, bo mam jedno miejsce wolne. - Puszcza do mnie oko, i
nie czekając na moją odpowiedź, wybiera linę i energicznym
manewrem wraca na otwarte jezioro.
-
Adaś - ponagla mnie niecierpliwie Klaudia - to jest, Kinga - a ja
rzucam ostatnie spojrzenie na jezioro i ruszam za nią do świetlicy.
Nieco
automatycznie przenoszę łóżka i materace do obozu małych
zuchenek z wciąż opowiadającą mi o czymś Kingą u boku. Kiwam
głową, choć dociera do mnie jedynie połowa tego, co mówi,
przynajmniej do czasu.
-
Dzięki za pomoc, Adaś. - Uśmiecha się, kiedy ustawiam ostatnie
łóżko na miejscu. - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci
wdzięczna. - Podchodzi do mnie i niespodziewanie całuje mnie w
policzek. Patrzę na nią zaskoczony i machinalnie dotykam
dłonią skóry w tym miejscu, a Kinga chichocze nieśmiało.
Mamroczę
pod nosem jakieś pożegnanie i wciąż lekko oszołomiony
odchodzę, wciąż nie odrywając ręki do twarzy. Co tu się
wydarzyło?
Oglądam
się za siebie raz jeszcze, ale szybko odwracam wzrok i wracam do
obozu, bo wzywają mnie obowiązki.
***
-
To jest wiosło - informuje mnie Ala parę godzin później, kiedy
stoimy obok dużego hangaru, za towarzystwo mając jedynie plastikowy
czerwony kajak.
Posyłam
jej kpiące spojrzenie i odbieram od niej sprzęt.
-
Wyobraź sobie, że wiem - stwierdzam kwaśno i spycham kajak na
wodę. - Rozumiem, że siadasz na sterze?
-
Tak, jesteś niewiele cięższy ode mnie, więc to zbyt wielkiej
różnicy nie zrobi. - Mruga do mnie i wsiada do kajaka, a ja
dołączam do niej po chwili.
Odbijamy
od brzegu i długimi, spokojnymi pociągnięciami wioseł
kierujemy się na północno-zachodni brzeg jeziora, skąd wypływa rzeka Sapina. Słońce praży mocno w plecy, po paru minutach ścigam
więc koszulkę i rzucam ją na kadłub.
-
Striptiz? Już? - Ala unosi brew, kiedy zerkam na nią przez ramię.
- Poczekaj chociaż aż wpłyniemy miedzy trzciny. - Chlapie mnie
lekko wodą, a ja odwdzięczam się jej tym samym.
Wywraca
oczami i również ściąga szary podkoszulek pozostając w swoim
ulubionym czarnym stroju kąpielowym. Płyniemy nieśpiesznie,
chłonąc promienie południowego słońca.
-
Po co w sumie płyniesz na śluzę? - pytam nagle, bo przecież gdyby
chciała tam coś załatwisz, szybciej dotarłaby tam pieszo.
-
Bo postanowiłam zabrać cię na wycieczkę, Adaś. -
Zabawnie akcentuje ostatnie słowo, a do mnie w końcu dociera.
-
Ty jesteś zazdrosna! - wykrzykuję z zaskoczeniem, ignorując dziwne
ciepło na twarzy zupełnie nie związane z wysoką
temperaturą powietrza.
Ala
prycha i znowu ochlapuje mnie wodą.
-
Chciałbyś! Nie schlebiaj sobie, pamiętaj, że mam chłopaka.
-
Jakoś tego po tobie nie widać - wyrywa mi się, nim zdążam się
zastanowić nad swoimi słowami.
-
A co? Mam może chodzić w worku pokutnym i nie zbliżać się
żadnego faceta bliżej niż na pięć metrów? - rzuca
gniewnie. - Lepiej uważaj na słowa, bo możesz wylądować poza
kajakiem!
-
Ala, spokojnie - mówię łagodnie, obracając się do niej. - Nie
wnikam w twoje stosunki z Tomkiem, po prostu... - Zamyślam się, bo
jednocześnie chcę ją udobruchać i być z nią szczery.
- Nie zrozum mnie źle, ale mam wrażenie, że twoje intencje nie są
jasne.
-
To znaczy? - Unosi brew, ale już o wiele spokojniejsza.
-
Chodzi mi o to - wzdycham - że z jednej strony mam wrażenie, że ze
mną flirtujesz, że rano byłaś zazdrosna o - chwilę szukam w
pamięci właściwego imienia - o Kingę, a jednocześnie
zupełnie to wszystko negujesz, zasłaniając się Tomkiem. Nie
rozumiem tego, Ala, to dla mnie zbyt skomplikowane.
Zagryza
wargę i dłuższą chwilę wpatruje się w horyzont. Czekam na jej
reakcję, wybuch, cokolwiek... W końcu przenosi na mnie wzrok, a z
jej spojrzenia nie da się nic wyczytać.
-
Wiosłuj, już niedaleko. Zacumujemy za śluzą i ci coś pokażę
- mówi cicho, jakby naszej poprzedniej rozmowy w ogóle nie było.
Otwieram
usta, ale jej energiczny ruch wiosłem upewnia mnie, że na razie
temat jest skończony, wzdycham więc tylko i dostosowuje się do jej
tempa. Słońce praży mocno i oślepia mnie, odbijając się od
tafli wody. Wśród trzcin z krzykiem zrywa się kaczka, a po chwili
zza meandra rzeki wypływa dostojny łabędź.
-
Śliczny jesteś. - Ala uśmiecha się na jego widok, co dostrzegam
kątem oka.
Ptak
obrzuca nas uważnym spojrzeniem i przepływa tuż przed dziobem
kajaka, zupełnie niezarażony naszą obecnością.
-
To Feliks - wyjaśnia mi dziewczyna po chwili. - Dwa lata temu przymarzł do
tafli jeziora i gdyby nie pomoc ludzi z okolicy, to byłoby już po
nim. Przez całą zimę właściciele śluzy go dokarmiali, jest więc
nieco oswojony. - Odprowadza łabędzia wzrokiem, kiedy ten znika w
szuwarach po drugiej stronie Sapiny.
-
Naprawdę wiesz wszystko o tym jeziorze - zauważam.
-
To mój drugi dom. - Ala wzrusza ramionami. - Już niedaleko, nie obijaj się, tylko machaj
tym wiosłem.
Faktycznie,
po chwili naszym oczom ukazuje się ceglany mur i drewniane
wrota śluzy. Ponieważ są otwarte wpływamy do środka, a Ala
wspina się po drabince, przykazując mi utrzymanie kajaka w tym
samym miejscu do jej powrotu, po czym znika na kilka minut. Gdy wraca, towarzyszy jej niewiele starszy od nas chłopak z T-shirtem
przerzuconym przez ramię.
-
Szymon nas prześluzuje - wyjaśnia mi dziewczyna, sadowiąc się na
nowo w kajaku, a górne wrota śluzy powoli zaczynają się za nami
zamykać.
-
Nie powinniśmy mu za to... zapłacić? - pytam cicho, bo o ile mnie
pamięć nie myli, przed śluzą stał znak z cennikiem.
-
Szymon to mój dobry znajomy. - Ala ucina ponownie temat, a ja
przezornie nie pytam o charakter tej znajomości. Nie chcę się z
nią znowu kłócić.
Poziom
wody obniża się stopniowo, aż w końcu dolne wrota powoli
zaczynają się otwierać. Ala odpycha nas lekko od ściany śluzy i
nieśpiesznie wypływa z powrotem na rzekę.
-
Alka, wpadniesz jeszcze kiedyś? - woła za nami chłopak.
Ala
obraca się przez ramię i uśmiecha się szelmowsko.
-
Owszem, jak będę wracać. Nie mam ochoty taszczyć tego kajaka po
piasku - odkrzykuje, bo oddalamy się już od śluzy.
-
Alka, nie zgrywaj się!
-
Przecież za to mnie uwielbiasz! - Puszcza do niego oko i posyła
buziaka. Potem zerka na mnie, dostrzega mój wzrok i wzdycha ciężko.
- Będziemy zaraz cumować po lewej stronie. Uważaj, bo pomost jest
mocno zbutwiały. - Ostrzega mnie.
-
Ala...
-
Potem - ucina i skupia się na manewrowaniu kajakiem między konarami
drzew.
Pomost
faktycznie jest zbutwiały i jedna z desek rozpada się pod moją
stopą. Udaje mi się jednak złapać równowagę i nie wpaść do
wody, sprawnie cumuję więc kajak i pomagam Alicji wysiąść na
brzeg. Stajemy na niewielkim trawniku przed bieloną chatką otoczoną
nieco zachwaszczonym ogródkiem.
-
Dawno tu nie byłam - wzdycha Ala, po czym wsadza dłonie w tylne
kieszenie swoich dżinsowych szortów i rusza w kierunku domku. - Gdy
byłam młodsza, często tu przychodziłam. Mieszkała tu pani
Jadzia, miła staruszka, którą odwiedzałam, by nie czuła się
samotna. Czasem pieliłam jej chwasty w ogródku lub pomagałam rąbać
drewno. A ona zawsze miała dla mnie kawałek świeżo upieczonego
ciasta i lemoniadę. - Uśmiecha się do wspomnień i wyrywa kilka
chwastów rosnących na rabatce z różami.
-
Co się z nią stało? - pytam ostrożnie.
-
Zmarła dwa lata temu, a ten teren należy obecnie do jej
spadkobierców - wyjaśnia Ala, wzruszając ramionami. - Nie
interesują się nim jednak, więc przychodzę tu, gdy chcę pobyć
sama. Masz ochotę na herbatę? - pyta nagle i nie czekając na moją
odpowiedź, sięga do wazonu stojącego na parapecie okna i wyciąga z
niego żelazny klucz, który wkłada do zamka, a drzwi stają przed
nami otworem.
-
Możemy...? - dziwię się, a Ala jedynie wywraca oczami.
Wchodzi
pierwsza do środka i prowadzi mnie do przytulnej, choć nieco
zakurzonej kuchni i nalewa do czajnika wody. Z szafki wyciąga
suszone liście mięty i garść jakichś jeszcze innych ziół, które
wrzuca do dwóch metalowych kubków.
-
Niestety nie ma cukru - uprzedza mnie, stawiając jeden z nich przede
mną - a na wrzątek trzeba chwilę poczekać.
-
Nie szkodzi, mamy czas... - zaczynam, patrząc jak nerwowo na
przemian splata i rozplata palce. - Ala, co jest? - pytam,
kładąc ostrożnie dłoń na jej rękach, by ją nieco uspokoić.
-
Adam - wzdycha, podnosząc na mnie wzrok. - Jestem świadoma tego jak
wyglądam i w jaki sposób działam na facetów. I, nie ukrywam,
lubię tak na nich działać. Podobnie jak nie raz wykorzystuję to
do swoich celów, ot choćby, by uniknąć opłaty za użycie śluzy -
dodaje.
Jej
słowa są dla nie nieco szokujące. To znaczy, nie ma w tym nic
dziwnego, nie powiedziała mi nic, czego bym sam nie zauważył. Dobrze wiem, w jaki sposób Ala działa na mnie, czy
choćby na moich kolegów. Miałem do tej pory wystarczająco dużo
przykładów, by zauważyć z jaką lekkością i niemal bez wysiłku
potrafi zawrócić w głowie komu tylko zechce. Dziwi mnie za to brak
skrępowania, z jakim o tym mówi. Jakby to nie było nic wielkiego,
jakby... jakby to było dla niej całkowicie normalne.
-
Nie robię nic złego, Adaś. - Wywraca oczami, jakby czytając mi w
myślach. - Jestem po prostu sobą, jeśli uśmiechnę się do tego
ładnie i zamrugam rzęsami, czy powiem komuś coś miłego... Czy to
jakiś naganny czyn? Zwykły flirt, a to akurat coś, w czym jestem
dobra i co lubię. A jeśli wiąże się to z jakimiś dodatkowymi
profitami? Byłabym głupia, gdybym z tego nie skorzystała, prawda? -
Zerka na mnie, a w jej oczach brakuje pewności siebie, którą
słychać w głosie.
A
oczy, jak wiadomo, nie kłamią.
-
Ile straciła śluza puszczając cię za darmo na twoje wycieczki? -
pytam sucho. Owszem takie coś jest fajne. Raz, czy dwa. Ale dobrze
wiem, że Ala nie zrobiła tego ani raz, ani dwa, ani nawet pięć
razy.
-
Nic - odpowiada i wstaje, bo czajnik zaczyna gwizdać. Zalewa
herbatę wodą i odstawia go z powrotem na piec. - Siostra Szymka
jest chora na mukowiscydozę, wiem to, bo sam mi powiedział podczas
naszych "randek". - Wywraca oczami i robi w powietrzu znak cudzysłowu. - Ma założone w jednej z fundacji
specjalne konto, na które raz w roku przelewam dwukrotność tego,
co wypływam na śluzie. W zeszłym roku oddałam anonimowo na aukcję
dla niej swój medal z Mistrzostw Polski.
-
Ale Szymon o tym nie wie - zauważam, a Ala mocno oplata garnuszek
swoimi dłońmi.
-
Nie wie. Za to ja nie mam wyrzutów sumienia.
-
Ale gdyby nie siostra...
-
Gdyby nie siostra Szymka, to nie korzystałabym tak często ze śluzy
- odpowiada Ala gniewnie. - Unikałabym go, bo z biegiem czasu staje
się coraz bardziej natrętny.
-
Bo go w sobie rozkochałaś - wytykam jej.
-
Wierz mi, nie robiłam nic ponad to, co robię teraz przy tobie -
rzuca, nachylając się nad stołem tak, że nasze twarze nagle
znajdują się bardzo blisko siebie.
Czuję
uderzenie gorąca, dopiero po chwili uświadamiam sobie, że to para
buchająca z mojego kubka. Bliskość Alicji wcale nie wywołuje u
mnie żadnej reakcji, prócz tego, że czuję się dziwnie i
niekomfortowo. Jakby to było zupełnie nie na miejscu.
-
A co na to Tomek?
Ala
prycha i wraca na swoje miejsce, po czym bierze długi łyk herbaty, nim odpowiada.
-
Żadne z nas nie jest święte i oboje dobrze o tym wiemy. Jesteśmy
razem od trzech lat, a znamy się ponad pięć. W tym czasie mieliśmy
lepsze i gorze okresy, ale zawsze do siebie w końcu wracamy -
odpowiada, bawiąc się uszkiem garnuszka. - Kiedyś przyłapałam go
w Giżycku jak podczas dyskoteki lizał się z jakąś laską. Przez
trzy miesiące tuż przed jego nosem uwodziłam jego kolegę z
drużyny, a potem ich fizjoterapeutę, aż w końcu się zorientował
i mnie przeprosił. Wiesz, kwiaty, kolacja i te sprawy - wyjaśnia jakby lekceważącym tonem.
-
Tak... po prostu? - wyduszam z siebie, bo wydaje mi się to
całkowicie nierealne. Mówi o tym wszystkim tak niefrasobliwie, jakby ten związek nic dla niej nie znaczył. A musi znaczyć, inaczej nie czepiałaby się tak kurczowo tej relacji z Tomkiem.
Prawda?
Prawda?
-
Tak, to nie był pierwszy i pewnie nie ostatni raz. - Alicja wzrusza
ramionami. - On może wyrwać niemal każdą laskę, a ja niemal
każdego faceta. Ale i tak najlepiej jest nam ze sobą. Więc taka
odmiana od czasu do czasu dobrze nam robi. Nie ma dla związku nic
lepszego niż odrobina zazdrości i niepewności.
Ala
mówi to wszystko z całkowitym spokojem, który mocno kontrastuje z
moim obecnym stanem ducha. Jej podejście do związku, do uczuć, do
relacji z drugim człowiekiem jest tak odmienne od mojego, że
wręcz nie mieści mi się to w głowie.
-
To bez sensu! - wołam, zrywając się na równe nogi i zaczynam
przechadzać się nerwowo w te i z powrotem po maleńkiej
kuchni. - To zupełnie bez sensu!
-
Co jest bez sensu, prosiaczku? - pyta Ala i również wstaje. Opiera
się biodrem o ścianę i patrzy na mnie prowokująco. - Takie jest
życie. Nie ma białego i czarnego. Nie ma miłości od pierwszego
wejrzenia i wierności aż po grobową deskę. I im szybciej się z
tym pogodzisz, tym lepiej dla ciebie.
-
Grasz na uczuciach innych ludzi, dla własnej korzyści! - zarzucam
jej.
-
Doprawdy? - Wydyma wargi i nagłym ruchem przyciąga mnie do siebie,
łapiąc za szlufkę spodni. - Doprawdy? - powtarza, zaplatając mi
ręce na szyi.
Czuję
ciepło jej skóry, mokry materiał jej stroju kąpielowego na swojej
piersi, a przede wszystkim jej biodro zetknięte z moim. I wiem z
całą pewnością - jej objęcia to ostatnie miejsce, w
którym powinienem się teraz znajdować.
-
Co robisz? - Marszczę brwi i odsuwam się na tyle, na ile mi
pozwala.
-
Sprawdzam coś. - Zagryza wargę i przekrzywia głowę z dziwnym
uśmiechem. - Pocałuj mnie - żąda nagle.
-
Nie - odpowiadam zdecydowanie.
-
Nie? Nic? - pyta, kładąc dłoń na mojej piersi. - Nawet iskierki
pożądania? - Unosi brew i przesuwa palcem po moich wargach.
-
Nie - powtarzam, a Ala odsuwa się nagle i jak gdyby nic siada
ponownie przy stole i bierze łyk herbaty.
Zerkam
na nią oszołomiony, kiedy wygląda przez okno, mocno zamyślona.
-
Co to miało znaczyć? - pytam ostrożnie i również siadam na swoim
krześle.
Przenosi
na mnie lekko nieobecny wzrok i kręci głową.
-
Jeszcze nie wiem. - Wzrusza ramionami. - Musimy powoli wracać, bo
zmierzcha - dodaje.
-
Płyń beze mnie, wrócę lądem - odpowiadam chłodno i zbieram
swoje rzeczy.
-
To się dobrze składa, wpadnę na chwilę do Szymona. - Kiwa głową
jak gdyby nigdy nic, a ja wzdycham i wychodzę z niewielkiej chatki z
jeszcze większym mętlikiem w głowie niż do tej pory.
***
Ognisko
trzaska wesoło, a ja mrużę oczy, próbując przebić wzrokiem
sosnowy dym, który się nad nim unosi. Dzieci rozmawiają i śmieją
się głośno, normalna sprawa podczas integracyjnego ogniska. Robi
się już późno i spotkanie powoli się kończy, ktoś więc
szturcha mnie, bym zawołał Alicję. Podnoszę się pieńka, na
którym przycupnąłem i odchodzę w kierunku przystani, gdzie
dziewczyna poszła chwilę wcześniej odebrać telefon.
Znajduję
ją siedzącą na burcie Maka, z nogami dyndającymi nad taflą wody.
Śmieje się perliście do telefonu, nawijając pasmo włosów na
palec. Przystaję kawałek dalej, nie chcąc jej przerywać.
Dostrzega mnie po chwili, przeprasza rozmówcę i zerka na mnie
ciekawie.
-
Wołają cię do ogniska - informuję ją.
-
Zaraz przyjdę - odpowiada.
-
Tomek? - pytam, a Ala jedynie krótko kiwa głową.
Wracam
do grupy i powtarzam słowa Alicji. Rzeczywiście przychodzi po paru
minutach, z uśmiechem pytając, kto jej szukał.
-
Wszyscy! - odpowiada ktoś z entuzjazmem.
-
Czy druhna Alicja zagra nam coś na dobranoc? - pyta jeden z
opiekunów obozu żeglarskiego.
-
Maciek, ile razy mam ci powtarzać, że nie mam nic wspólnego z
harcerstwem? - Ala wywraca z poirytowaniem oczami, ale bierze do ręki
podaną gitarę i siada na pieńku, dokładnie naprzeciw mnie.
Starsi
koledzy uciszają dzieciaki, kiedy dziewczyna dostraja instrument i
gra cicho przygrywkę nieznanej mi dotąd piosenki.
- Słońce
zaszło gdzieś za lasem i nastała ciemna noc - zaczyna
cicho śpiewać i lekko przymyka oczy - a ja tutaj, przy
ognisku śpiewam tobie: dobranoc.
Przyglądam
się jej poprzez dogasające powoli płomienie i słucham jak dzieci
dołączają się do refrenu. Nagle nawiedza mnie dziwne wspomnienie,
a raczej myśl. Przypomina mi się biwak w lesie i tata grający na
gitarze, dawno, bardzo dawno temu. Otrząsam się z tej
sentymentalnej wizji, akurat gdy Ala zaczyna drugą zwrotkę:
- Życie
to jeszcze nie jest życiorys, życie się mieści w brudnopisie.
Korzystajmy ze wszystkiego po trochu, by starczyło na całe życie.**
Z
chwilą, gdy przebrzmiewają ostatnie dźwięki piosenki, zastępowi
zaganiają dzieci do namiotów, a ja wraz z Damianem zalewam ognisko
wodą z jeziora. Nim udaje nam się je skutecznie ugasić, Alicja
znika z zasięgu wzroku.
Nie
wiem, co o tym wszystkim myśleć. Im lepiej ją poznaję, tym
bardziej uświadamiam sobie, jak bardzo się różnimy. A mimo to
czuję z nią jakąś dziwną, niezidentyfikowaną więź. Nie podoba
mi się jej styl życia, ale czuję jakąś wewnętrzną potrzebę
by... by ją chronić?
W
zamyśleniu docieram do łazienek, zauważam ją więc dopiero po
krótkiej chwili. Stoi w dresie oparta biodrem o umywalkę i szoruje
zęby, odgarniając włosy, które wypadły jej z niedbałego koka
upiętego na czubku głowy. Podchodzę do sąsiedniej umywalki i
wyciągam z kosmetyczki piankę do golenia i maszynkę.
Ala
zerka na mnie z ukosa i płucze usta, po czym niespodziewanie
przejeżdża palcem po moim policzku.
-
Chyba nieco zarosłeś. - Uśmiecha się, jak gdyby nigdy nic.
-
Dlatego się golę - odpowiadam chłodno i zerkam w lustro, by
sprawdzić, czy równomiernie nakładam piankę.
Ala
przystaje za moimi plecami i śledzi moje ruchy, rozczesując
nieśpiesznie włosy. Kiedy ktoś patrzy mi na ręce podczas golenia zazwyczaj kończy się to przynajmniej jednym zacięciem, ale o dziwo jej wzrok wcale mnie nie rozprasza.
-
Kiedy cię po raz pierwszy zobaczyłam, natychmiast zwróciłam uwagę
na twoje oczy - odzywa się Ala niespodziewanie. Jej lustrzane
odbicie nie spuszcza ze mnie spojrzenia, odwzajemniam więc ten gest.
-
Alicja, ja nie...
-
Mają bardzo charakterystyczny kolor i wzór - zauważa, podchodząc
bliżej i opierając mi brodę na ramieniu. - Ale wiedziałam, że
gdzieś już widziałam takie oczy, nie mogłam jednak skojarzyć,
gdzie.
Nie
podoba mi się to wszystko i już mam się żachnąć, żeby
przestała, ale jej wzrok wbity z uwagą w nasze wspólne
odbicie w lustrze mnie wstrzymuje. Przyglądam się mu i odkrywam, że
wiem o czym mówi.
-
U siebie, widziałaś je u siebie - szepczę zaskoczony, niepewny do
czego to wszystko prowadzi.
-
Pamiętam, jak ktoś mówił, że mamy je po tacie. - Ala odsuwa się
ode mnie i sięga do kosmetyczki po gumkę do włosów, po czym
zaczyna zaplatać warkocz, obrócona do mnie plecami. - Ja i mój
brat. Pamiętam jak staliśmy nad brzegiem sadzawki i patrzyliśmy
się w gwiazdy, a tata pokazywał nam jak znaleźć Wielki Wóz i
Gwiazdę Polarną. Nie mogłam mieć wtedy więcej niż cztery
lata...
Wbijam
wzrok w punkt między jej łopatkami, z oszołomieniem słuchając
tego, co mówi. Gdzieś na skraju świadomości migają mi szczątki
wspomnień, jakieś dziwne uczucie ciepła i bliskości, bardzo
podobne do tego... do tego, co czuję w obecności Alicji.
-
A kiedy huśtaliśmy się wspólnie na huśtawce, zawsze mnie
obejmował, żebym nie spadła - mówi dalej, jakby do siebie. - A
przecież to ja byłam starsza... Choć tylko o jeden dzień.
Czuję,
jak robi mi się coraz goręcej, jak przyśpiesza mi tętno,
zwłaszcza, gdy Alicja obraca się w końcu, związując końcówkę
warkocza i podchodzi bliżej z jakimś melancholijnym uśmiechem na
twarzy.
-
Jeszcze tutaj. - Bierze róg ręcznika przewieszonego przez moje
ramię i niemalże czułym gestem ścierami resztkę pianki z
szyi. Szukam na jej twarzy jakiegoś potwierdzenia, że moje domysły
są słuszne, ale nie mogę z niej nic wyczytać. A sam pomysł jest
tak szalony...
...ale
nie niemożliwy.
-
Dlaczego mi to wszystko mówisz? - pytam cicho, wycierając raz
jeszcze dla pewności całą twarz, a Ala opiera się pośladkami o
umywalkę i obserwuje mnie, jak nakładam pastę na szczoteczkę do
zębów.
-
Po naszej ostatniej... rozmowie - waha się przy tym słowie, pewnie
zastanawia się, czy nie zastąpić go "kłótnią" - dużo
myślałam o tym, co powiedziałeś. Oraz o tym, jak się o mnie martwisz.
O tym, jak inna jest nasza relacja, od tego, do czego przywykłam.
Kiwam
głową, zachęcając ją, by mówiła dalej.
-
Zbyt wiele było tu zbiegów okoliczności, zbyt wiele
irracjonalnych uczuć, które odczuwałam w twojej obecności.
Poukładałam to sobie, sprawdziłam parę rzeczy i nasunęła mi się
tylko jedna logiczna odpowiedź, wyjaśniająca to wszystko.
Patrzy
na mnie, czekając aż powiem na głos to, co nam obojgu chodzi po
głowie, ja jednak kupuję sobie czas, dokładnie szczotkując zęby.
Ala nie pogania mnie, uważnie obserwując moje ruchy i cierpliwie
czeka na moje słowa.
-
To nie ma sensu - mówię w końcu, wypłukawszy usta i ocieram je
ręcznikiem. - To szaleństwo!
-
A masz inne wytłumaczenie tego wszystkiego, prosiaczku? - Bierze się
pod boki i uśmiecha się przekornie.
-
Czemu mnie tak nazywasz? - Marszczę brwi, przypominając sobie, że
to nie pierwszy raz, kiedy tak się do mnie zwraca.
-
Kubuś Puchatek i jego przyjaciel Prosiaczek, pamiętasz? - Uśmiecha
się lekko, a mnie nawiedza dziwne przekonanie, że owszem, pamiętam.
Pamiętam pluszową świnkę ze znanej bajki, z którą nie
rozstawałem się w przedszkolu. I jej towarzysza Puchatka, który
zawsze siedział na szafce tuż obok mojej.
-
Muszę się z tym wszystkim przespać - wyznaję oszołomiony,
przeczesując włosy palcami.
Ala
uśmiecha się lekko i szybko całuje mnie w policzek.
-
W takim razie dobranoc, Adasiu.
Wypuszczam
głośno powietrze, obserwując jak odchodzi ścieżką oświetloną
jedynie blaskiem księżyca i nagle dociera do mnie jeszcze jedna
rzecz.
-
Rany boskie...! - wyrywa mi się, a Alicja zatrzymuje się w pół
kroku i zerka na mnie ciekawie. - Przecież tyś mnie prawie pocałowała! - Patrzę na nią z przerażeniem, a ona zaczyna się
głośno śmiać. Las tłumi ten dźwięk, a Ala uśmiecha się
zawadiacko.
-
Skywalker nie miał z tym większych problemów. Wyluzuj, braciszku.
- Pokazuje mi język i posyła buziaka, a następnie znika w
ciemności.
__________
*wszystkie
dziwne określenia do znalezienia w słowniku
**Dobranoc (minimalnie
inne wykonanie, niż znam, ale ciii...)
No
to mamy BUM!
(spaprałam,
prawda? Tak myślałam, dzięki za szczerość)
Miałam
przybyć szybciej, ale nie wyszło. Za to piąty rozdział już się
pisze!
Mam
nadzieję, że Was trochę zaskoczyłam, co? Minimalnie, odrobinę?
Choć co niektórzy przebąkiwali o takim rozwoju sytuacji.
Cóż,
ostrzegam - nie obiecujcie sobie zbyt wiele po tym opowiadaniu. To
tak, żebyście się nie napalali za bardzo.
Bo
ani tu wiele z fanficka, ani wiele z romansu. Skoków też na
lekarstwo.
Dobra,
koniec antyreklamy. Odezwiecie się? :)